sobota, 3 listopada 2012

Przystojny i szarmancki James Potter

  - Czyli się zgadzasz? - spytał ponownie James z wesołymi ognikami w oczach.
    Blanka uśmiechnęła się i gorliwie pokiwała głową, nie odwracając wzroku od białych firanek, które właśnie wieszała.
    - Oczywiście, bardzo polubiłam Lily, więc czemu miałabym się nie zgodzić...
    James wyszczerzył zęby, a Syriusz patrzył na zmianę to na Blankę, to na Rogacza.
    - A więc mówisz, że pojutrze? - spytała pani Potter, opuszczając różdżkę i z zadowoleniem przyglądając się swojemu dziełu.
    - Tak - odparł okularnik i już zamierzał wyjść z salonu, kiedy nagle wpadł do niego zdyszany, ale wyraźnie czymś zachwycony, James Senior.
    - Nie uwierzycie jaką mam dla was niespodziankę! - wykrzyknął.
    Blanka spojrzała na niego przestraszona; znała fanatyzmy swojego męża i zawsze obawiała się, że kiedyś zrobi on coś głupiego i wplącze się w jakieś tarapaty. Niestety zaciekłość w tych sprawach odziedziczył po nim ich syn.
    - No więc o się stało? - spytała kobieta, przyglądając się mężowi.
    - A więc... - zaczął uroczystym głosem i wyprostował się - jedziemy na biwak.
    W salonie zaległa cisza.
    Rogacz i Łapa spojrzeli po sobie, a następnie przenieśli wzrok na pana Pottera. Pełny politowania i obawy wzrok Jamesa zauważył Syriusz i rzucił mu pytające spojrzenie. Nie wiedział jeszcze jak kończą się takie wycieczki Jamesa Seniora.
    Nie mieli zamiaru nigdzie jechać, a już tym bardziej na żaden biwak. Okularnik przypomniał sobie, jak kilka lat temu był z rodzicami na takim biwaku i skończyło się to tym, że wszyscy troje walczyli z mrówkami i chmarą komarów, a później w deszczu James Senior bez zaklęć próbował rozpalić ognisko, co oczywiście mu nie wyszło.
    Blanka zrobiła zakłopotaną minę i podrapała się po głowie. Nie chciała zranić męża i mówić mu, że nie ma ochoty po raz kolejny jechać na biwak. Perspektywa ponownego spania pod namiotami i tak bliskiego obcowania z dziką naturą nie była zachwycająca.
    W salonie nadal panowała niezręczna cisza. Głowa rodziny stała po środku pomieszczenia, z szerokim uśmiechem na szczupłej twarzy, widocznie z siebie dumna, nie zauważając niemrawych min pozostałych. Pani Potter usiadła na kanapie i wpatrując się zdezorientowana w męża, zastanawiała się, jak wybrnąć z tej sytuacji. James Junior i Syriusz wymieniali spojrzenia, z bezradnymi minami. Ciszę przerwał w końcu zadowolony z siebie pan Potter.
    - Wiedziałem, że się tego nie spodziewaliście - powiedział z dumą i usiadł obok żony. - Aż wam głos odebrało! - dodał, a jego syn parsknął śmiechem. - Ale wymyśliłem wam niespodziankę, co nie?
    - Tak, nawet nie wiesz jak wielką - mruknął przesadnie słodkim głosem Rogacz i zasępił się jeszcze bardziej. Jego mama rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie.
    - Zobaczycie, to będą niezapomniane wakacje! - wykrzyknął entuzjastycznie.
    - W to nie wątpię... - burknął cicho James.
    - Kochanie, a kiedy zamierzasz... eee... zabrać nas na ten... biwak? - Do rozmowy włączyła się Blanka. Nieznacznie się skrzywiła na samą myśl ponownego biwakowania.
    - Za dwa tygodnie. Pomyślałem sobie, że trzy dni powinny wystarczyć, chyba że wam się aż tak bardzo spodoba, to na dłużej.
    - Doskonale. - Syriusz zrobił minę zbitego psa, domyślając się już co może ich spotkać na takiej wycieczce, i z głośnym westchnięciem usiadł obok Jamesa Seniora.

~ * ~

    Ciepłe promienie słońca wpadały przez niedokładnie zaciągnięte zasłony w pokoju rudowłosej dziewczyny. Właścicielka owego pomieszczenia siedziała na łóżku, czytając jedną z licznych książek znajdujących się na półkach w tym domu. Mijał dopiero pierwszy tydzień wakacji, a ona już się nudziła i nie miała co ze sobą zrobić. Z niecierpliwością czekała na dzień urodzin Remusa, aby wreszcie spotkać się z przyjaciółmi. Miała już serdecznie dość obcowania z Petunią, która przez dziesięć miesięcy roku szkolnego zrobiła się jeszcze wredniejsza i Lily podejrzewała, że szanse pogodzenia się z nią zmalały do zera.
    Nie mam pojęcia, jak ja z nią wytrzymam, pomyślała bezradnie i przerzuciła kartkę. Z ulgą jednak stwierdziła, że Tunia w sierpniu wyjeżdża do ciotki Melanii i nie będzie jej przez dwa tygodnie, podczas gdy Lily w tym czasie pojedzie na tydzień do babci Gertrudy, która miała wspaniałą stadninę koni. Zielonooka na samą myśl o wakacjach u babci, wśród koni i z jej kuzynką Johaną, zaczęła czuć się lepiej. Jednak przyłapała się na tym, że bardzo, ale to bardzo tęskni za pewnym czarnowłosym chłopakiem.
    Nie dobrze, pomyślała. Wolałaby, żeby było tak, jak dawniej; wtedy wystarczyło tylko go unikać, a teraz nie miała pojęcia co powinna robić.
    Jej rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi. Mruknęła równie ciche "proszę" i zamknęła książkę. Do pokoju weszła Eva i bez słowa usiadła na łóżku, obok córki.
    - O co chodzi, mamo? - spytała rudowłosa, patrząc podejrzliwie na rodzicielkę.
    Eva westchnęła i wpatrzyła się zamglonymi oczyma w widok za oknem.
    - Nie mam pojęcia co powinnam zrobić z Petunią... Odkąd poznała Vernona stała się jeszcze bardziej zrzędliwa. Oczywiście ojciec jej broni. - Zasmuciła się. - Myślisz, że to ten chłopak tak na nią działa?
    - Mamo, jak możesz tak mówić. Przecież sama dobrze wiesz, że Vernon to bardzo miły człowiek - odparła szybko. - Może trochę... nudny... ale uważam, że Petunia będzie z nim naprawdę szczęśliwa - dokończyła i uśmiechnęła się pocieszająco.
    - Gdybyś jeszcze się z nią pogodziła...
    Lily nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bo do pokoju wparowała Tunia.
    - O wilku mowa... - mruknęła Lily.
    - Dziwolągu, ktoś do ciebie. Jest na dole - warknęła blondynka i szybko wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.
    Lily uśmiechnęła się przepraszająco do mamy i także wyszła z pokoju, idąc na dół, gdzie czekał na nią tajemniczy "ktoś". Po drodze zastanawiała się kto mógł do niej przyjść. Ze świata mugoli nie miała żadnych bliskich znajomych, oprócz paru ważnych dla niej kuzynek, ale to niemożliwe, żeby teraz któraś z nich tu przyjechała. Jakież było jej zdziwienie, kiedy w przedpokoju ujrzała osobę, której tak bardzo jej brakowało.

~ * ~

    Wysoki blondyn o bursztynowych oczach siedział na krześle pod ogromną wiśnią, w rogu ogrodu. W ręce trzymał książkę, a na trawie obok niego leżała kartka pergaminu i pióro. Ze skupioną mina czytał "Najsławniejsi czarodzieje XX wieku", ale jego myśli krążyły wokół pięknej brunetki, która skradła jego serce. Zamknął książkę i do ręki wziął pergamin oraz pióro. Zamyślił się przez chwilę, szukając odpowiednich słów, po czym zawzięcie zaczął skrobać list do ukochanej.

Kochana Molly!
Nawet nie wiesz, jak bardzo za Tobą tęsknię. Każde moje myśli krążą wokół Ciebie, nie mogę przestać o Tobie myśleć... Już nie mogę się doczekać, aż w końcu się spotkamy! Jeszcze tylko tydzień...
Jak ci mijają wakacje? Co słychać? Wszystko dobrze?
                        Kocham Cię,
                        Remus

    Przestał pisać i szybko przeczytał treść.
    Za krótko. Stanowczo za krótko. Ale żadne słowa nie wyrażą tego, co czuł.
    Po chwili brązowa sowa już leciała, aby dostarczyć list dziewczynie.

~ * ~

    - James??? Co ty tutaj robisz? - spytała z niedowierzaniem Lily, patrząc oniemiała na czarnowłosego chłopaka, stojącego w korytarzu z szerokim uśmiechem na ustach.
    - Przyjechałem - odpowiedział krótko i przytulił dziewczynę. Ruda odwzajemniła uścisk.
    - Ale... - jąkała się - jak to?
    - Och, normalnie Lily, normalnie - odparł z nutą zniecierpliwienia. - Przyjechałem do ciebie, bo chciałem cię zaprosić do mnie. Dzisiaj.
    - Za - zaprosić? - wydukała.
    James roześmiał się głośno. Bawiło go zakłopotanie dziewczyny.
    - Tak, Lily. Co się z tobą dzieje? Jesteś chora?
    - Nie, nie, nic mi nie jest... Jestem po prostu... zdziwiona...
    - Przepraszam, że cię nie uprzedziłem, ale chciałem ci zrobić niespodziankę - uśmiechnął się ciepło i ujął jej dłoń. Zdziwiło go, że mu na to pozwoliła. - Ta baba... yyy, to znaczy, ta dziewczyna, to twoja siostra? - spytał, trochę speszony.
    Lily roześmiała się i pokiwała głową.
    - Tak, "ta baba" to moja siostra...
    - Przepraszam, wymsknęło mi się... Na pewno, gdybym ją bliżej poznał okazałby się bardzo sympatyczna - uśmiechnął się krzywo, ale widząc nadal śmiejącą się zielonooką, rzekł zbity z tropu - No co, z czego się śmiejesz?
    - Jestem pewna, że Petunia NIGDY nie byłaby sympatyczna. Chodź, nie będziemy tak stać w korytarzu - powiedziała, wreszcie opanowując śmiech i prowadząc go do salonu.
    James zaintrygowany rozejrzał się po pomieszczeniu. Nigdy nie był w mugolskim domu, toteż nie małe było jego zdziwienie, gdy zobaczył tyle dla niego dziwnych i obcych przedmiotów. Z zaciekawieniem przyjrzał się telewizorowi przy ścianie i podszedł do niego powoli. Ostrożnie dotknął czarnej obudowy i przeniósł wzrok na Lily.
    - Co to jest? - spytał, wskazując na urządzenie.
    Rudowłosa uśmiechnęła się lekko.
    - Telewizor. Włączasz go i możesz oglądać różne rzeczy.
    James pokiwał głową na znak, że rozumie, choć tak naprawdę nie miał zielonego pojęcia o czym mówi dziewczyna.
    - Chciałbyś poznać moich rodziców? - spytała, zmieniając temat.
    - Jasne! - Ucieszył się James i poczochrał przydługie, ciemne włosy.
    - Poczekasz chwilkę? Pójdę po nich - powiedziała Evansówna i zniknęła za drzwiami. Po dosłownie kilku sekundach powróciła z Evą i Markiem.
    - Mamo, tato, to jest James Potter, przyjaciel ze szkoły - przedstawiła chłopaka.
    - Dzień dobry, jestem James - przywitał się chłopak i ucałował dłoń pani Evans, która zachichotała cicho, po czym uścisnął rękę podaną przez pana Evansa.
    - Ależ on szarmancki! I jaki przystojny! - wyszeptała Eva do ucha swojej córce, ale ta wywróciła tylko oczami. - Rozgość się James, a ja zrobię herbatę - powiedziała już głośno i poszła do kuchni.
    Potter usiadł na kanapie między Markiem a Lily.
    - Więc chodzisz do szkoły razem z moją córką? - spytał Mark i przyjrzał się dokładnie chłopakowi. Zrobił na nim dobre wrażenie, wydawał się być ułożonym, grzecznym młodzieńcem.
    - Tak. Jesteśmy na tym samym roku.
    Już po chwili dwaj faceci pogrążyli się w, ich zdaniem, bardzo ciekawej rozmowie, a mianowicie Potter zaczął opowiadać ojcu Lily o quidditchu, a zaintrygowany mężczyzna co chwilę wykrzykiwał "niesamowite!" lub "Lily nic mi o tym nie mówiła!". Gdy po dziesięciu minutach powróciła Eva z dzbankiem herbaty i ciasteczkami, rozmowa zeszła na inny tor.
    - Chciałbym zabrać dzisiaj państwa córkę do siebie do domu. Moi rodzice bardzo chętnie poznaliby ją bliżej. Obiecuję, że wieczorem osobiście odprowadzę ją do domu.
    Eva uśmiechnęła się, wspominając czasy, kiedy sama miała szesnaście lat i Mark także składał takie deklaracje przy jej rodzicach. Jej mąż wyszczerzył zęby i puścił oczko do chłopaka, z kolei Lily poczuła przyśpieszone bicie serca. Bliżej poznać rodziców Jamesa? Pojechać do domu Jamesa? W impulsie zachwytu o mało nie rzuciła się na szyję Rogacza.
    - Och, oczywiście - powiedziała pani Evans, posyłając chłopakowi serdeczny uśmiech.
    - Dopilnuję, aby Lily wróciła bezpiecznie do domu - dodał jeszcze.

    - Ale żeś ich omamił - powiedziała cicho Lily, kiedy wychodzili już z domu Evansów. - Moja mama o mało co nie padła z zachwytu, jak pocałowałeś ją w rękę i powiedziałeś, że ślicznie wygląda - zachichotała i wyszła wraz z czarnowłosym na drogę.
    - Ma się ten urok osobisty - wyszczerzył zęby Potter.
    Zielonooka dała mu kuksańca w bok.
    - Ale jak zamierzasz się dostać do twojego domu? - spytała, przyglądając mu się uważnie.
    - Błędnym Rycerzem - odparł James, unosząc prawą rękę. Już po chwili przed ich oczami pojawił się długi, piętrowy, czerwony autobus. Wyszedł z niego niski staruszek z siwą brodą i pogodnymi brązowymi oczami.
    Lily patrzyła to na staruszka, to na autobus, nie ukrywając zdziwienia.
    - Słucham? - rzekł, uśmiechając się szeroko i ukazując przy tym kilka zębów, które mu jeszcze pozostały.
    - Dzień dobry. Do Doliny Godryka prosimy - powiedział James i podał staruszkowi kilka srebrnych monet.
    - James, ja zapłacę za siebie - szepnęła Lily.
    - Nie ma mowy. To ja cię tu przyprowadziłem, więc ja płacę - powiedział stanowczo chłopak i lekko popchnął dziewczynę do przodu. Rudowłosa weszła do autobusu, a za nią wszedł James. Oboje zajęli miejsce na samym końcu pojazdu i pogrążyli się we własnych myślach.
    Zielonooka nie mogła odpędzić się od natrętnych myśli dotyczących rodziny Jamesa. Jak wygląda ich dom? Jacy okażą się jego rodzice, gdy pozna ich bliżej? Cała rodzina i dom tego chłopaka były dla niej wielką tajemnicą, którą za wszelką cenę chciała poznać.
    Po kilku minutach szalonej jazdy, w czasie której nie obyło się bez kilku przekleństw wypowiedzianych przez Jamesa, kiedy spadł z siedziska, Błędny Rycerz zatrzymał się i młodzi Gryfoni wysiedli.
    - Tutaj - James złapał Lily za rękę i poprowadził w bok uliczki. Wyszli na zalaną słońcem ulicę. Po bokach stało mnóstwo domów jednorodzinnych z wielkimi ogrodami. Rudowłosa zastanawiała się, który z nich należy do Potterów. Długo nie musiała czekać, ponieważ już po chwili James poprowadził ją do dużego, białego, piętrowego domu, z małym ogródkiem. Weszli po schodach, po czym Rogacz otworzył drzwi i przepuścił w nich Lily. Gryfoni weszli do sporego przedpokoju. Ściany były tam pomalowane na beżowo, a podłoga została wyłożona kremowymi kafelkami. Na ścianach wisiał obraz przedstawiający leśną polanę. Evansówna rozejrzała się z zaciekawieniem. Nagle zza rogu wyszli państwo Potterowie i Syriusz. Blanka uśmiechając się radośnie, przytuliła dziewczynę, a z kolei James Senior ucałował jej rękę. Syriusz wyszczerzył zęby i także przytulił Rudą, ale widząc wymowne spojrzenie przyjaciela, szybko ją puścił.
    - Chodź Lily, nie krępuj się - zaszczebiotała pani Potter i biorąc dziewczynę za rękę, poprowadziła ją do salonu.
    Rozmiar salonu nie wyróżniał się niczym szczególnym. Był średniej wielkości, ale bardzo ładnie urządzony. Widać było, że zajęła się tym bardzo wprawna ręka oraz wyćwiczona wyobraźnia.
    Przy ścianie stała biała, skórzana sofa, pomiędzy dwa, także skórzane i białe, fotele, a przed tym średni, szklany stół. Pełno było w tym pomieszczeniu kwiatów. Całe parapety okien zapchane były najprzeróżniejszymi kolorowymi kwiatami.
    - Usiądź Lily - odezwała się ponownie Blanka, wskazując kanapę. Machnęła krótko różdżką, a na stole pojawił się dzbanek z kawą, herbatą i ciasto.
    - Jak wam minęła podróż? - spytała Blanka, podając Lily wypiek.
    - Dobrze. - Oczy Jamesa powędrowały w stronę Blacka, który unosił znacząco czarne brwi. Zarechotał cicho.
    - Blanka, nie zanudzaj ich - krzyknął James Senior, puszczając oczko do Lily.
    - Właśnie - dodał Syriusz, dając kuksańca w bok siedzącemu obok Rogaczowi.
    - Syriusz! I ty przeciwko mnie. - Starała się, aby jej ton głosu był poważny, ale zamiast tego zaśmiała się głośno. Każdy domownik dobrze wiedział, że Blanka nie potrafi złościć się na Syriusza. Owszem, czasami ponosił ją gniew, kiedy Black uczestniczył wraz z jej synem w jakiejś kolejnej akcji.
    - I widzisz Lily, co ja z nimi mam... Tak codziennie, od rana do wieczora... James, zostaw tę łajnobombę! Skąd ją w ogóle masz?
    - Ja mu kiedyś dałem - odparł ze skruchą James Senior.
    - Kiedyś? To było tydzień temu, tato - zaśmiał się Rogacz.
    Lily przyłożyła rękę do buzi, aby zamaskować chichot.
    - I tak w kółko - dodała ciszej Blanka, zwracając się do Lily, która już nawet nie powstrzymywała śmiechu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz