- Czyli się zgadzasz? - spytał ponownie James z wesołymi ognikami w oczach.
Blanka uśmiechnęła się i gorliwie pokiwała głową, nie odwracając wzroku od białych firanek, które właśnie wieszała.
- Oczywiście, bardzo polubiłam Lily, więc czemu miałabym się nie zgodzić...
James wyszczerzył zęby, a Syriusz patrzył na zmianę to na Blankę, to na Rogacza.
- A więc mówisz, że pojutrze? - spytała pani Potter, opuszczając różdżkę i z zadowoleniem przyglądając się swojemu dziełu.
- Tak - odparł okularnik i już zamierzał wyjść z salonu, kiedy nagle
wpadł do niego zdyszany, ale wyraźnie czymś zachwycony, James Senior.
- Nie uwierzycie jaką mam dla was niespodziankę! - wykrzyknął.
Blanka spojrzała na niego przestraszona; znała fanatyzmy swojego męża i
zawsze obawiała się, że kiedyś zrobi on coś głupiego i wplącze się w
jakieś tarapaty. Niestety zaciekłość w tych sprawach odziedziczył po nim
ich syn.
- No więc o się stało? - spytała kobieta, przyglądając się mężowi.
- A więc... - zaczął uroczystym głosem i wyprostował się - jedziemy na biwak.
W salonie zaległa cisza.
Rogacz i Łapa spojrzeli po sobie, a następnie przenieśli wzrok na pana
Pottera. Pełny politowania i obawy wzrok Jamesa zauważył Syriusz i
rzucił mu pytające spojrzenie. Nie wiedział jeszcze jak kończą się takie
wycieczki Jamesa Seniora.
Nie mieli zamiaru nigdzie jechać, a już tym bardziej na żaden biwak.
Okularnik przypomniał sobie, jak kilka lat temu był z rodzicami na takim
biwaku i skończyło się to tym, że wszyscy troje walczyli z mrówkami i
chmarą komarów, a później w deszczu James Senior bez zaklęć próbował
rozpalić ognisko, co oczywiście mu nie wyszło.
Blanka zrobiła zakłopotaną minę i podrapała się po głowie. Nie chciała
zranić męża i mówić mu, że nie ma ochoty po raz kolejny jechać na biwak.
Perspektywa ponownego spania pod namiotami i tak bliskiego obcowania z
dziką naturą nie była zachwycająca.
W salonie nadal panowała niezręczna cisza. Głowa rodziny stała po
środku pomieszczenia, z szerokim uśmiechem na szczupłej twarzy,
widocznie z siebie dumna, nie zauważając niemrawych min pozostałych.
Pani Potter usiadła na kanapie i wpatrując się zdezorientowana w męża,
zastanawiała się, jak wybrnąć z tej sytuacji. James Junior i Syriusz
wymieniali spojrzenia, z bezradnymi minami. Ciszę przerwał w końcu
zadowolony z siebie pan Potter.
- Wiedziałem, że się tego nie spodziewaliście - powiedział z dumą i
usiadł obok żony. - Aż wam głos odebrało! - dodał, a jego syn parsknął
śmiechem. - Ale wymyśliłem wam niespodziankę, co nie?
- Tak, nawet nie wiesz jak wielką - mruknął przesadnie słodkim głosem
Rogacz i zasępił się jeszcze bardziej. Jego mama rzuciła mu ostrzegawcze
spojrzenie.
- Zobaczycie, to będą niezapomniane wakacje! - wykrzyknął entuzjastycznie.
- W to nie wątpię... - burknął cicho James.
- Kochanie, a kiedy zamierzasz... eee... zabrać nas na ten... biwak? -
Do rozmowy włączyła się Blanka. Nieznacznie się skrzywiła na samą myśl
ponownego biwakowania.
- Za dwa tygodnie. Pomyślałem sobie, że trzy dni powinny wystarczyć, chyba że wam się aż tak bardzo spodoba, to na dłużej.
- Doskonale. - Syriusz zrobił minę zbitego psa, domyślając się już co
może ich spotkać na takiej wycieczce, i z głośnym westchnięciem usiadł
obok Jamesa Seniora.
~ * ~
Ciepłe promienie słońca wpadały przez niedokładnie zaciągnięte zasłony w
pokoju rudowłosej dziewczyny. Właścicielka owego pomieszczenia
siedziała na łóżku, czytając jedną z licznych książek znajdujących się
na półkach w tym domu. Mijał dopiero pierwszy tydzień wakacji, a ona już
się nudziła i nie miała co ze sobą zrobić. Z niecierpliwością czekała
na dzień urodzin Remusa, aby wreszcie spotkać się z przyjaciółmi. Miała
już serdecznie dość obcowania z Petunią, która przez dziesięć miesięcy
roku szkolnego zrobiła się jeszcze wredniejsza i Lily podejrzewała, że
szanse pogodzenia się z nią zmalały do zera.
Nie mam pojęcia, jak ja z nią wytrzymam, pomyślała bezradnie i
przerzuciła kartkę. Z ulgą jednak stwierdziła, że Tunia w sierpniu
wyjeżdża do ciotki Melanii i nie będzie jej przez dwa tygodnie, podczas
gdy Lily w tym czasie pojedzie na tydzień do babci Gertrudy, która miała
wspaniałą stadninę koni. Zielonooka na samą myśl o wakacjach u babci,
wśród koni i z jej kuzynką Johaną, zaczęła czuć się lepiej. Jednak
przyłapała się na tym, że bardzo, ale to bardzo tęskni za pewnym
czarnowłosym chłopakiem.
Nie dobrze, pomyślała. Wolałaby, żeby było tak, jak dawniej; wtedy
wystarczyło tylko go unikać, a teraz nie miała pojęcia co powinna robić.
Jej rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi. Mruknęła równie ciche
"proszę" i zamknęła książkę. Do pokoju weszła Eva i bez słowa usiadła
na łóżku, obok córki.
- O co chodzi, mamo? - spytała rudowłosa, patrząc podejrzliwie na rodzicielkę.
Eva westchnęła i wpatrzyła się zamglonymi oczyma w widok za oknem.
- Nie mam pojęcia co powinnam zrobić z Petunią... Odkąd poznała Vernona
stała się jeszcze bardziej zrzędliwa. Oczywiście ojciec jej broni. -
Zasmuciła się. - Myślisz, że to ten chłopak tak na nią działa?
- Mamo, jak możesz tak mówić. Przecież sama dobrze wiesz, że Vernon to
bardzo miły człowiek - odparła szybko. - Może trochę... nudny... ale
uważam, że Petunia będzie z nim naprawdę szczęśliwa - dokończyła i
uśmiechnęła się pocieszająco.
- Gdybyś jeszcze się z nią pogodziła...
Lily nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bo do pokoju wparowała Tunia.
- O wilku mowa... - mruknęła Lily.
- Dziwolągu, ktoś do ciebie. Jest na dole - warknęła blondynka i szybko wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.
Lily uśmiechnęła się przepraszająco do mamy i także wyszła z pokoju,
idąc na dół, gdzie czekał na nią tajemniczy "ktoś". Po drodze
zastanawiała się kto mógł do niej przyjść. Ze świata mugoli nie miała
żadnych bliskich znajomych, oprócz paru ważnych dla niej kuzynek, ale to
niemożliwe, żeby teraz któraś z nich tu przyjechała. Jakież było jej
zdziwienie, kiedy w przedpokoju ujrzała osobę, której tak bardzo jej
brakowało.
~ * ~
Wysoki blondyn o bursztynowych oczach siedział na krześle pod ogromną
wiśnią, w rogu ogrodu. W ręce trzymał książkę, a na trawie obok niego
leżała kartka pergaminu i pióro. Ze skupioną mina czytał "Najsławniejsi
czarodzieje XX wieku", ale jego myśli krążyły wokół pięknej brunetki,
która skradła jego serce. Zamknął książkę i do ręki wziął pergamin oraz
pióro. Zamyślił się przez chwilę, szukając odpowiednich słów, po czym
zawzięcie zaczął skrobać list do ukochanej.
Kochana Molly!
Nawet
nie wiesz, jak bardzo za Tobą tęsknię. Każde moje myśli krążą wokół
Ciebie, nie mogę przestać o Tobie myśleć... Już nie mogę się doczekać,
aż w końcu się spotkamy! Jeszcze tylko tydzień...
Jak ci mijają wakacje? Co słychać? Wszystko dobrze?
Kocham Cię,
Remus
Przestał pisać i szybko przeczytał treść.
Za krótko. Stanowczo za krótko. Ale żadne słowa nie wyrażą tego, co czuł.
Po chwili brązowa sowa już leciała, aby dostarczyć list dziewczynie.
~ * ~
- James??? Co ty tutaj robisz? - spytała z niedowierzaniem Lily,
patrząc oniemiała na czarnowłosego chłopaka, stojącego w korytarzu z
szerokim uśmiechem na ustach.
- Przyjechałem - odpowiedział krótko i przytulił dziewczynę. Ruda odwzajemniła uścisk.
- Ale... - jąkała się - jak to?
- Och, normalnie Lily, normalnie - odparł z nutą zniecierpliwienia. -
Przyjechałem do ciebie, bo chciałem cię zaprosić do mnie. Dzisiaj.
- Za - zaprosić? - wydukała.
James roześmiał się głośno. Bawiło go zakłopotanie dziewczyny.
- Tak, Lily. Co się z tobą dzieje? Jesteś chora?
- Nie, nie, nic mi nie jest... Jestem po prostu... zdziwiona...
- Przepraszam, że cię nie uprzedziłem, ale chciałem ci zrobić
niespodziankę - uśmiechnął się ciepło i ujął jej dłoń. Zdziwiło go, że
mu na to pozwoliła. - Ta baba... yyy, to znaczy, ta dziewczyna, to twoja
siostra? - spytał, trochę speszony.
Lily roześmiała się i pokiwała głową.
- Tak, "ta baba" to moja siostra...
- Przepraszam, wymsknęło mi się... Na pewno, gdybym ją bliżej poznał
okazałby się bardzo sympatyczna - uśmiechnął się krzywo, ale widząc
nadal śmiejącą się zielonooką, rzekł zbity z tropu - No co, z czego się
śmiejesz?
- Jestem pewna, że Petunia NIGDY nie byłaby sympatyczna. Chodź, nie
będziemy tak stać w korytarzu - powiedziała, wreszcie opanowując śmiech i
prowadząc go do salonu.
James zaintrygowany rozejrzał się po pomieszczeniu. Nigdy nie był w
mugolskim domu, toteż nie małe było jego zdziwienie, gdy zobaczył tyle
dla niego dziwnych i obcych przedmiotów. Z zaciekawieniem przyjrzał się
telewizorowi przy ścianie i podszedł do niego powoli. Ostrożnie dotknął
czarnej obudowy i przeniósł wzrok na Lily.
- Co to jest? - spytał, wskazując na urządzenie.
Rudowłosa uśmiechnęła się lekko.
- Telewizor. Włączasz go i możesz oglądać różne rzeczy.
James pokiwał głową na znak, że rozumie, choć tak naprawdę nie miał zielonego pojęcia o czym mówi dziewczyna.
- Chciałbyś poznać moich rodziców? - spytała, zmieniając temat.
- Jasne! - Ucieszył się James i poczochrał przydługie, ciemne włosy.
- Poczekasz chwilkę? Pójdę po nich - powiedziała Evansówna i zniknęła
za drzwiami. Po dosłownie kilku sekundach powróciła z Evą i Markiem.
- Mamo, tato, to jest James Potter, przyjaciel ze szkoły - przedstawiła chłopaka.
- Dzień dobry, jestem James - przywitał się chłopak i ucałował dłoń
pani Evans, która zachichotała cicho, po czym uścisnął rękę podaną przez
pana Evansa.
- Ależ on szarmancki! I jaki przystojny! - wyszeptała Eva do ucha
swojej córce, ale ta wywróciła tylko oczami. - Rozgość się James, a ja
zrobię herbatę - powiedziała już głośno i poszła do kuchni.
Potter usiadł na kanapie między Markiem a Lily.
- Więc chodzisz do szkoły razem z moją córką? - spytał Mark i przyjrzał
się dokładnie chłopakowi. Zrobił na nim dobre wrażenie, wydawał się być
ułożonym, grzecznym młodzieńcem.
- Tak. Jesteśmy na tym samym roku.
Już po chwili dwaj faceci pogrążyli się w, ich zdaniem, bardzo ciekawej
rozmowie, a mianowicie Potter zaczął opowiadać ojcu Lily o quidditchu, a
zaintrygowany mężczyzna co chwilę wykrzykiwał "niesamowite!" lub "Lily
nic mi o tym nie mówiła!". Gdy po dziesięciu minutach powróciła Eva z
dzbankiem herbaty i ciasteczkami, rozmowa zeszła na inny tor.
- Chciałbym zabrać dzisiaj państwa córkę do siebie do domu. Moi rodzice
bardzo chętnie poznaliby ją bliżej. Obiecuję, że wieczorem osobiście
odprowadzę ją do domu.
Eva uśmiechnęła się, wspominając czasy, kiedy sama miała szesnaście lat
i Mark także składał takie deklaracje przy jej rodzicach. Jej mąż
wyszczerzył zęby i puścił oczko do chłopaka, z kolei Lily poczuła
przyśpieszone bicie serca. Bliżej poznać rodziców Jamesa? Pojechać do
domu Jamesa? W impulsie zachwytu o mało nie rzuciła się na szyję
Rogacza.
- Och, oczywiście - powiedziała pani Evans, posyłając chłopakowi serdeczny uśmiech.
- Dopilnuję, aby Lily wróciła bezpiecznie do domu - dodał jeszcze.
- Ale żeś ich omamił - powiedziała cicho Lily, kiedy wychodzili już z
domu Evansów. - Moja mama o mało co nie padła z zachwytu, jak
pocałowałeś ją w rękę i powiedziałeś, że ślicznie wygląda - zachichotała
i wyszła wraz z czarnowłosym na drogę.
- Ma się ten urok osobisty - wyszczerzył zęby Potter.
Zielonooka dała mu kuksańca w bok.
- Ale jak zamierzasz się dostać do twojego domu? - spytała, przyglądając mu się uważnie.
- Błędnym Rycerzem - odparł James, unosząc prawą rękę. Już po chwili
przed ich oczami pojawił się długi, piętrowy, czerwony autobus. Wyszedł z
niego niski staruszek z siwą brodą i pogodnymi brązowymi oczami.
Lily patrzyła to na staruszka, to na autobus, nie ukrywając zdziwienia.
- Słucham? - rzekł, uśmiechając się szeroko i ukazując przy tym kilka zębów, które mu jeszcze pozostały.
- Dzień dobry. Do Doliny Godryka prosimy - powiedział James i podał staruszkowi kilka srebrnych monet.
- James, ja zapłacę za siebie - szepnęła Lily.
- Nie ma mowy. To ja cię tu przyprowadziłem, więc ja płacę - powiedział
stanowczo chłopak i lekko popchnął dziewczynę do przodu. Rudowłosa
weszła do autobusu, a za nią wszedł James. Oboje zajęli miejsce na samym
końcu pojazdu i pogrążyli się we własnych myślach.
Zielonooka nie mogła odpędzić się od natrętnych myśli dotyczących
rodziny Jamesa. Jak wygląda ich dom? Jacy okażą się jego rodzice, gdy
pozna ich bliżej? Cała rodzina i dom tego chłopaka były dla niej wielką
tajemnicą, którą za wszelką cenę chciała poznać.
Po kilku minutach szalonej jazdy, w czasie której nie obyło się bez
kilku przekleństw wypowiedzianych przez Jamesa, kiedy spadł z siedziska,
Błędny Rycerz zatrzymał się i młodzi Gryfoni wysiedli.
- Tutaj - James złapał Lily za rękę i poprowadził w bok uliczki. Wyszli
na zalaną słońcem ulicę. Po bokach stało mnóstwo domów jednorodzinnych z
wielkimi ogrodami. Rudowłosa zastanawiała się, który z nich należy do
Potterów. Długo nie musiała czekać, ponieważ już po chwili James
poprowadził ją do dużego, białego, piętrowego domu, z małym ogródkiem.
Weszli po schodach, po czym Rogacz otworzył drzwi i przepuścił w nich
Lily. Gryfoni weszli do sporego przedpokoju. Ściany były tam pomalowane
na beżowo, a podłoga została wyłożona kremowymi kafelkami. Na ścianach
wisiał obraz przedstawiający leśną polanę. Evansówna rozejrzała się z
zaciekawieniem. Nagle zza rogu wyszli państwo Potterowie i Syriusz.
Blanka uśmiechając się radośnie, przytuliła dziewczynę, a z kolei James
Senior ucałował jej rękę. Syriusz wyszczerzył zęby i także przytulił
Rudą, ale widząc wymowne spojrzenie przyjaciela, szybko ją puścił.
- Chodź Lily, nie krępuj się - zaszczebiotała pani Potter i biorąc dziewczynę za rękę, poprowadziła ją do salonu.
Rozmiar salonu nie wyróżniał się niczym szczególnym. Był średniej
wielkości, ale bardzo ładnie urządzony. Widać było, że zajęła się tym
bardzo wprawna ręka oraz wyćwiczona wyobraźnia.
Przy ścianie stała biała, skórzana sofa, pomiędzy dwa, także skórzane i
białe, fotele, a przed tym średni, szklany stół. Pełno było w tym
pomieszczeniu kwiatów. Całe parapety okien zapchane były
najprzeróżniejszymi kolorowymi kwiatami.
- Usiądź Lily - odezwała się ponownie Blanka, wskazując kanapę.
Machnęła krótko różdżką, a na stole pojawił się dzbanek z kawą, herbatą i
ciasto.
- Jak wam minęła podróż? - spytała Blanka, podając Lily wypiek.
- Dobrze. - Oczy Jamesa powędrowały w stronę Blacka, który unosił znacząco czarne brwi. Zarechotał cicho.
- Blanka, nie zanudzaj ich - krzyknął James Senior, puszczając oczko do Lily.
- Właśnie - dodał Syriusz, dając kuksańca w bok siedzącemu obok Rogaczowi.
- Syriusz! I ty przeciwko mnie. - Starała się, aby jej ton głosu był
poważny, ale zamiast tego zaśmiała się głośno. Każdy domownik dobrze
wiedział, że Blanka nie potrafi złościć się na Syriusza. Owszem, czasami
ponosił ją gniew, kiedy Black uczestniczył wraz z jej synem w jakiejś
kolejnej akcji.
- I widzisz Lily, co ja z nimi mam... Tak codziennie, od rana do
wieczora... James, zostaw tę łajnobombę! Skąd ją w ogóle masz?
- Ja mu kiedyś dałem - odparł ze skruchą James Senior.
- Kiedyś? To było tydzień temu, tato - zaśmiał się Rogacz.
Lily przyłożyła rękę do buzi, aby zamaskować chichot.
- I tak w kółko - dodała ciszej Blanka, zwracając się do Lily, która już nawet nie powstrzymywała śmiechu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz