sobota, 3 listopada 2012

Przedsmak awantury

    Kolejne dni mijały w zaskakująco szybkim tempie. James robił dosłownie wszystko, aby nie myśleć o Lily przesiadującej przez całe popołudnia w towarzystwie Davida. Jak tylko pomyślał o tym wymoczku, jak zwykł go nazywać wraz z Syriuszem, coś się w nim gotowało. Guzik go obchodziło czy jest on z Joyi, czy nie. Spoglądał na Lily łakomym wzrokiem i tylko to miało teraz znaczenie. Ale Syriusz był innego zdania.
    - Jak zaraz nie przestaniesz o nim gadać to ci przyłożę, przyrzekam! - krzyknął ze złością, któregoś dnia, gdy James ponownie rozpoczął swój wywód.
    Lecz niedługo było im dane roztkliwiać się nad Davidem, bo zanim się obejrzeli, nastał pierwszy dzień września. Syriusz był bardzo wdzięczny Bogu, że w końcu raczył przyspieszyć czas, bo przebywanie sam na sam z Rogaczem zaczynało być już uciążliwe.


~ * ~


    Wielka Sala wyglądała przepięknie, wystrojona we wszystkie cztery sztandary poszczególnych domów. Zaczarowane sklepienie usiane było srebrzystymi, połyskującymi gwiazdami, a pochodnie wesoło płonęły, nadając przytulną, złocistą poświatę. Grono nauczycielskie zasiadło już przy stole, obserwując uważnie wchodzących uczniów. Pierwszoroczniacy znów się spóźniali, choć tym razem nie lało jak z cebra, a powietrze było przyjemnie ciepłe.
    Ósemka siódmorocznych Gryfonów wkroczyła do sali, rozmawiając wesoło. James, z szerokim uśmiechem na twarzy, trzymając za rękę roześmianą Lily. Syriusz, bezczelnie mrugając do mijanych dziewczyn, z nonszalancko zawiązanym luźnie krawatem, obejmując w pasie nieco rozzłoszczoną Megan. Remus, z ciepłym spojrzeniem podążającym za sylwetką Molly, która szła tuż przed nim, ciągnąc go za rękę. Peter, z pucołowatymi policzkami, rozglądając się ukradkiem po innych uczniach, wypatrując Snape'a. Lucy, z czarnymi włosami, które z każdym jej ruchem, omiatały jej plecy, z kokieteryjnym wzrokiem rzucanym napotkanym chłopakom.
    Tak wiele się zmieniło przez ten rok. Byli teraz zupełnie innymi ludźmi. Dojrzalszymi. Dorosłymi. Z jakąś perspektywą i planami. Z ostatnim rokiem za pasem.
    Lily rozejrzała się uważnie po Wielkiej Sali, wypatrując znajomych. Od stołu Krukonów pomachał już do niej Luis. Uśmiechnęła się szeroko, ale zaraz zarobiła kuksańca od Jamesa.
    - No co? - spytała obrażonym tonem, zakładając ręce na piersi. Nie dość, że przez całą podróż odstawiał jakąś szopkę, wypytując ją szczegółowo o pobyt u babci, a przede wszystkim o Davida, to jeszcze teraz nie pozwalał się jej przywitać z przyjacielem.
    Spojrzał na nią znacząco, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo Lily natychmiast rozpoczęła rozmowę z Megan.
    Usiedli na ławce, przy końcu stołu i zajęli się przyciszoną rozmową, oczekując na przybycie pierwszorocznych. Remus co chwilę spoglądał na Molly, jakby w obawie, że jest ona tylko pięknym zjawiskiem, wytworem jego wyobraźni, a lada chwila może zniknąć. Ale ona nadal tam była. Siedziała cała rozpromieniona, gawędząc z przyjaciółkami na jakieś błahe tematy, nie zdając sobie sprawy, że on, Remus, ma jej coś ważnego do powiedzenia. I kolejny raz stchórzy. Zda sobie sprawę, że Molly jest w tym momencie zbyt szczęśliwa, aby psuć jej humor jego przypadłością. Znów jej nie powie, znów przełoży to na kiedy indziej, w cichej nadziei, że nigdy nie będzie musiał jej o tym mówić.
    Syriusz szturchnął Jamesa w żebra, wskazując głową w stronę stołu nauczycielskiego. Odwróconych do nich plecami stała dwójka uczniów, rozmawiając o czymś z Dumbledorem. Nie wyglądali na jedenastolatków. Byli wysocy, przyodziani w czarne uniwersalne szaty bez żadnej naszywki z godłem domu.
    - Jak myślisz, kto to jest? - spytał cicho Syriusz, nie odrywając wzroku od dwójki nastolatków.
    - Jak myślisz, kto to jest? - Przedrzeźniał go James. - A skąd mam wiedzieć? Chyba nie pierwszoroczniacy, za duzi... Może znowu z jakiejś wymiany...?
    - Nie, Dumbledore by nam powiedział - wtrącił Remus, odrywając wzrok od rozgadanej Molly.
    - Może nowi uczniowie? - podsunął Peter, patrząc z nadzieją na Syriusza.
    - I to jest myśl, Glizdku! - wykrzyknął tak głośno, że kilka zaciekawionych osób spojrzało w ich stronę.
    - O czym tak szepczecie?  - przerwała im Lily, przyglądając się wraz z Megan poczynaniom chłopaków.
    James zawahał się, a po chwili powiedział:
    - Widzicie tamtych dwoje? - Wskazał w stronę stołu nauczycielskiego. Gdy dziewczyny pokiwały głowami, kontynuował. - Zastanawiamy się, kim oni są.
    Megan zmarszczyła brwi, świdrując wzrokiem nowo przybyłą parę. Syriusz mimowolnie odgarnął jej z polika kosmyk włosów, ale ona nawet nie drgnęła.
    - Zaraz się dowiemy - powiedziała z przekonaniem, wpatrując się w Dumbledore'a.
    - Skąd... - zaczął Remus, ale nie dokończył, bo dyrektor wstał, a na sali zapanowała idealna cisza.
    - Moi mili. - Jego głos potoczył się echem po sali. - Zanim przybędą pierwszoroczni, chciałbym szybko coś ogłosić. - Zaciekawione spojrzenia powędrowały w stronę dwójki starszych uczniów stojących teraz twarzami do nich.
    James zlustrował bacznym wzrokiem wysoką dziewczynę o długich, prostych, czarnych włosach i śniadej cerze. Była bardzo ładna, z tej odległości nie mógł dostrzec koloru jej oczu, ale z pewnością były brązowe. Nie mogła pochodzić z Anglii, miała bardziej egzotyczną urodę.
    Z kolei Megan łapczywie zapamiętywała każdy szczegół z wyglądu stojącego obok dziewczyny, chłopaka. Czarne włosy były nienagannie ułożone, a białe równe zęby błyskały, kiedy uśmiechnął się szeroko. Nie mogła się powstrzymać i także się uśmiechnęła.
    - Mam zaszczyt i ogromną przyjemność powitać w naszej szkole dwójkę nowych uczniów! - kontynuował Dumbledore. - Przyjechali do nas prosto z Włoch i od tego roku będą uczyć się w Hogwarcie. Mam nadzieję, że przyjmiecie ich ciepło i że przedstawicie naszą szkołę z jak najlepszej strony. Oto Nina Casella i jej brat bliźniak Alessio. Oboje mają po siedemnaście lat, więc będą uczęszczać do siódmych klas. Tiara przydziału już wyznaczyła im domy, tak więc Nina od tej chwili należy do Gryffindoru...! - Rozległy się gromkie oklaski od stołu Gryfonów, z czego najgłośniej bili brawo Huncwoci, a Syriusz aż zagwizdał z radości, na widok przepięknej dziewczyny zmierzającej w ich stronę. Megan najpierw rzuciła piorunujące spojrzenie Blackowi, a później z niechęcią spojrzała na dziewczynę. Musiała przyznać, że była naprawdę ładna. Gęste, lśniące włosy okalały łagodnie jej szczupłą twarz z delikatnymi rysami. Pełne usta wygięły się w lekkim uśmiechu, a piwne, nieco skośne, oczy rozjarzyły się ciepłym blaskiem. - Z kolei Alessio - z rozmyśleń wyrwał ją głos dyrektora - przydzielony został do Ravenclawu! - Tym razem oklaski rozbrzmiały przy stole Krukonów. Większość dziewczyn aż wstrzymała oddech, gdy zobaczyła, jak wysoki, przystojny chłopak zmierza w ich stronę.

    Nina usiadła między jakimiś nieznanymi jej dziewczynami. Była lekko skonsternowana. Zewsząd rozbrzmiewały szepty i zaciekawione spojrzenia rzucane ukradkiem w jej stronę. Spodziewała się, że tak będzie. Że stanie się obiektem zainteresowania i plotek. Ale na darmo zdawały się jej prośby, aby zostali we Włoszech. Oczywiście musieli przeprowadzić się do Anglii, co równało się z nową szkołą. A tego Nina nienawidziła z całego serca. Zmian. Po co komu zmiany, skoro można się ustatkować i raz na zawsze poukładać swoje życie? Teraz musiała zaczynać wszystko od nowa. Tam miała przyjaciół, a tu ma tylko te głupie spojrzenia i szepty. Wpatrzyła się w swoje dłonie, oczekując na jak najszybsze zakończenie się uczty. Nie znała tutejszych zwyczajów, nie wiedziała czy będzie mieszkać z jakimiś dziewczynami, czy sama. Choć była osobą śmiałą, teraz nie mogła spojrzeć żadnej osobie w oczy. Peszyły ją rozmowy wokół, z każdą chwilą coraz głośniejsze, a spojrzenia coraz bardziej natarczywe. Miała ochotę stąd uciec. Tam, za szkołą, widziała las. Co prawda wyglądał dość strasznie, ale to właśnie w nim miała ochotę się teraz ukryć.
    - Cześć, jestem Lily - z ponurych rozmyślań wyrwał ją miły, przesycony ciepłem głos. Uniosła głowę i napotkała rozjarzoną uśmiechem twarz rudowłosej dziewczyny. Natychmiast odwzajemniła uśmiech i uścisnęła dłoń dziewczyny.
    - Nina. Nina Casella - odparła, nieco zakłopotana.
    - A to są moje przyjaciółki: Megan, Molly i Lucy - wskazała na poszczególne dziewczyny. Molly uśmiechnęła się lekko, Megan wyglądała, jakby dostała tłuczkiem w głowę, a Lucy zmierzyła Włoszkę nieco pogardliwym spojrzeniem. Widać było, że nowa uczennica nie wzbudziła jej sympatii.
    Nina zdawała się nie zauważać chłodnego powitania ze strony Lucy. Humor znacznie się jej poprawił, gdy Lily oznajmiła, że od teraz będzie z nimi zamieszkiwała jedno dormitorium. Najgorsze miała więc już za sobą.
    - Ech, Ruda, aleś ty niewychowana! - westchnął teatralnie Syriusz, korzystając z małego zamieszania, kiedy przerażeni pierwszoroczniacy weszli do Wielkiej Sali, i stanął obok Niny. - Nas to już nie przedstawisz... Jestem... - Ale nie zdążył dokończyć, bo McGonagall poklepała go znacząco po ramieniu, obrzucając go surowym spojrzeniem, po czym lekko uśmiechnęła się do Niny i szybkim, prężnym krokiem podążyła do stołka, na którym czekała już Tiara Przydziału. Zawiedziony Syriusz wrócił na swoje miejsce, rzucając tęskne spojrzenie w stronę Włoszki. Megan patrzyła na całą tę sytuacje spod zmrużonych powiek. No tak, jak mogła w ogóle sądzić, że Syriusz się zmienił... Czy nie dał jej jasno do zrozumienia, że już na zawsze pozostanie tym cholernym dupkiem, który igra z uczuciami innych dziewczyn, który flirtuje z każdą napotkaną osobą płci przeciwnej, nawet wtedy, gdy ona, Meg, jest tuż obok?
    Ceremonia Przydziału w tym roku przebiegała wyjątkowo wolno. Czas dłużył się niemiłosiernie, a w brzuchach burczało im coraz głośniej. Kiedy White Audrey została przydzielona do Hufflepuffu, a na stole pojawiły się ogromne półmiski z jedzeniem,  wszyscy przywitali to z ogromną ulgą.
    - Nie przejmuj się Syriuszem - powiedziała Lily, podążając za wzrokiem dziewczyny. - Zawsze reaguje tak na dziewczyny.
    Nina uśmiechnęła się lekko. Za dobrze znała takich drani, jak ten cały Syriusz. Najpierw czarowali, później porzucali. Choć ten wydawał się być sympatyczny, postanowiła, że nie będzie zwracać na niego większej uwagi.
    - A tamci pozostali? - spytała, wskazując na trójkę Huncwotów, zaśmiewających się z czegoś. Wystarczyło kilka chwil, aby polubiła Lily. Zauważyła, że jest bardzo otwartą osobą. Co do Molly miała podobne odczucia, a Megan wydawała się jej jakaś zamknięta w sobie i nie w sosie. Co chwilę rzucała ukradkowe, rozzłoszczone spojrzenia na tego chłopaka, Syriusza. A Lucy... Nie odezwała się do niej ani razu, a na powitanie tylko skinęła głową.
    - Ten w okularach to James... Ten szczupły, z blond włosami to Remus, a ten najmniejszy to Peter. Zgrana paczka psotników. Mają miano Huncwotów - zaśmiała się.
    Nina także zachichotała. Przyjrzała się dokładniej Jamesowi. Przykuł jej uwagę. Wyglądał naprawę sympatycznie. Rozczuliły ją rozczochrane czarne włosy i wesołe spojrzenie.


    Alessio z markotną miną siedział przy stole, rzucając ukradkowe spojrzenia wszystkim dookoła. Peszyły go zalotne uśmiechy posyłane mu przez nieznane dziewczyny. Kątem oka zauważył, że jego siostra rozmawia już z jakąś rudowłosą dziewczyną. No tak, jej zawsze udawało się szybciej nawiązywać kontakty.
    - Alessio? - Dobiegł go męski głos, tuż obok. Poderwał głowę, napotykając twarz blondwłosego chłopaka o wesołym spojrzeniu, szarych oczu. Skinął lekko głową, nie mogąc zdobyć się na nic więcej. Co niby miał powiedzieć? Gdyby tak miał śmiałość Niny... - Jestem Luis - przywitał się tamten. Alessio uścisnął mu dłoń. - Jesteśmy na jednym roku. A więc jesteś z Włoch?
    - Tak, przeprowadziliśmy się do Anglii, kiedy mama załatwiła tutaj kontrakt na kilka lat. Ojciec nie był zachwycony, ale w końcu się zgodził - wyjaśnił pośpiesznie, chcąc jak najdłużej utrzymać tę rozmowę. Nie było to łatwe. Co chwila musiał przypominać sobie o Ninie, która zawsze była lepsza w nawiązywaniu kontaktów. To była jedyna motywacja - nie mógł okazać się być gorszy od niej.
    - Jestem pewny, że spodoba ci się w Hogwarcie. Poznaj jeszcze Toma i Marcusa - wskazał na dwóch rosłych brunetów.
    Może wcale nie będzie tak źle... - pomyślał, uśmiechając się lekko do dwóch chłopaków i podając im dłoń na powitanie.



    - To jest Pokój Wspólny - mówiła Lily, gestykulując. - Na prawo są dormitoria dziewcząt, a na lewo chłopców.
    Pierwszoroczniacy słuchali jej uważnie, niektórzy przerażeni, a niektórzy uśmiechając się szeroko na widok jarzącego się ognia w kominku.
    - Chłopcom nie wolno wchodzić do dormitorium dziewcząt...
    - Bo zjedziecie na tyłkach, tak jak ja kiedyś w trzeciej klasie. - Zza kanapy wyłonił się James, szczerząc zęby do Lily.
    Rudowłosa wciągnęła wolno powietrze, piorunując chłopaka wzrokiem.
    - Nie słuchajcie go... - zaczęła, ale James natychmiast jej przerwał.
    - Przecież mówię prawdę! - oburzył się. - Słuchajcie! - zwrócił się do pierwszorocznych. - Schody zamienią się wtedy w zjeżdżalnię, zawyje syrena, a wy zjedziecie na sam dół, na tyłkach.
    - Super! - zapiszczał jakiś chłopiec.
    - James! - syknęła Lily, odciągając go na bok. - Jak mają moje słowa brać na poważnie, skoro wszystkie przekręcasz w żart?!
    - Chciałem ci pomóc!
    - Nie potrzebuję twojej pomocy, od tego mam Remusa!
    Uśmiech na twarzy chłopaka zrzedł. Minę miał poważną, jak rzadko kiedy.
    - Świetnie - powiedział z mieszaniną złości i niedowierzania. Obrócił się na pięcie i wszedł po schodach, zmierzając do swojego dormitorium.
    - James, do cholery! Zaczekaj! - wydarła się, a kilka par oczu natychmiast na nią spojrzało.
    - No i mamy pierwszą kłótnię kochanków - stwierdził Syriusz z rozbawieniem malującym się na twarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz