Nic nie wskazywało na to, aby kolejnego dnia sytuacja między Lily i
Jamesem miała się poprawić. Oboje nie odzywali się do siebie, kiedy
zeszli na śniadanie, a Megan na próżno dwoiła się i troiła, żeby ich
jakoś pogodzić. Za każdym razem zbywali ją prostymi wymówkami, albo w
ogóle nie zwracali uwagi na to, co mówi. Syriusza cała ta sprawa bardzo
bawiła. Próbował zdusić śmiech za każdym razem, gdy Lily rzucała
Jamesowi pogardliwe spojrzenie, lub gdy ten patrzył na nią ze złością.
Nina, nie wiedząc o co chodzi, zdana była na wyjaśnienia Molly.
Shunpike powiedziała jej wszystko, oprócz najważniejszego faktu, że Lily
jest dziewczyną Jamesa, więc Włoszka wciąż żyła w przekonaniu, że tych
dwoje to tylko dobrzy koledzy.
Lucy nadal się nie odzywała. A
przynajmniej nie do Niny. Nie zwracała na nią najmniejszej uwagi,
ostentacyjnie odwracając głowę za każdym razem, gdy dziewczyna pojawiała
się w polu jej widzenia. Megan konspiracyjnie próbowała jej
wytłumaczyć, że nie wolno zachowywać się tak wobec dziewczyny, która
dopiero co opuściła swą ojczyznę i zamieszkała w nie znanym jej kraju,
przenosząc się do obcej szkoły. W dodatku Nina nie dała Lucy ani jednego
powodu, aby jej nie lubić. Odzywała się do każdego z szacunkiem,
posyłając miłe uśmiechy. Już pierwszego wieczora zdobyła sympatię Lily,
Molly i Megan, a Syriusz był wniebowzięty widząc, jak Włoszka uśmiecha
się do niego promiennie. Prędzej Meg miała powody, by zachowywać się jak
Lucy.
Zaczarowane sklepienie przybrało szarawą barwę. Pogoda
była zupełnie inna, niż wczoraj. Nikłe promienie słońca bezskutecznie
próbowały przebić się przez grubą warstwę chmur. Było ponuro, tak jak
między dziewiątką siedemnastoletnich Gryfonów.
- Są ze sobą dopiero od półtora miesiąca, a już się kłócą - mruknęła Molly, dźgając widelcem kawałek rzodkiewki w sałatce.
- Jak Ruda nie lubiła Rogacza, było tak samo, więc nie wiem o co cała
ta afera - prychnął Syriusz, patrząc z uwielbieniem w stronę markotnej
Megan.
- Och, Black, ależ z ciebie dupek - zaśmiała się Lucy,
wznosząc oczy ku buremu sklepieniu. - Teraz wszystko się zmieni! James
nie będzie już całej swej uwagi poświęcał wam i kawałom, ale także Lily.
Wieczorami, zamiast knuć kolejne dowcipy, będzie siedział z rudzielcem w
pokoju wspólnym, miziając się w kącie.
Syriusz wybałuszył oczy,
krztusząc się kawałkiem smażonej kiełbaski. Zerknął ukradkiem w stronę
przyjaciela, jakby miał wypisany na czole cały rozkład dni na kolejny
tydzień.
- Tak, tak... Już nie będzie męczenia Snape'a,
faszerowania kotki Filcha lekami na przeczyszczenie... - kontynuowała, z
widocznym rozbawieniem obserwując reakcję Blacka, który z sekundy na
sekundę robił się coraz bledszy.
Remus patrzył z politowaniem na
Łapę, dusząc napad śmiechu. Tak, to co mówiła Lucy pasowałoby do
pierwszego lepszego chłopaka, ale nie do Jamesa. Nawet, gdyby Lily
zagroziłaby mu odebraniem miotły, nie mógłby oprzeć się pokusie, żeby
odegrać się na Smarku czy Filchu. W końcu nie wytrzymał i roześmiał się
głośno, zwracając uwagę pozostałej ósemki.
Molly uśmiechnęła się
pod nosem, zadowolona, że w końcu udało się nieco rozładować napiętą
atmosferę. Złożyła ręce na podołku, wypatrując profesor McGonagall z
planami ich zajęć. Chwilę później pojawiła się, niosąc spory plik
zapisanych pergaminów. Bez zbędnych komentarzy rozdała każdemu jedną
rolkę i szybko ulotniła się w Sali Wyjściowej.
- Co pierwsze? -
spytała Megan, nawet nie zerkając na swój plan. Odłożyła go do torby,
którą zarzuciła na ramię, stając za ławką.
- Ja mam starożytne
runy, nie wiem jak wy... - Zastanowiła się na chwilę, po czym dodała: -
pięć lekcji, nie tak źle... Och, ale jutro siedem! I w dodatku dwie
godziny eliksirów... - Mina jej zrzedła, na widok rozkładu środowych
zajęć.
Lily lekko drgnęła na dźwięk słowa "eliksiry", ale zaraz
ponownie popadła w letarg, męcząc się z naleśnikiem. Zrezygnowana Megan
wyciągnęła swój rozkład zajęć, odnajdując wzrokiem mały napis przy
cyfrze "1". Numerologia. Westchnęła głośno. Że też rok szkolony musiał
zaczynać się akurat od tego przedmiotu!
- Idziemy? - rzuciła w przestrzeń, a kilka głów potaknęło ochoczo.
~ * ~
Pokój wspólny wypełniony był uczniami w różnym przedziale wiekowym.
Pierwszy dzień nauki minął w zaskakująco szybkim tempie i teraz każdy
dzielił się wrażeniami, a najbardziej podekscytowani byli
pierwszoroczni. Przekrzykiwali się nawzajem, opowiadając który przedmiot
według nich był najciekawszy i czego nowego się nauczyli. Syriusz
patrzył na nich spod opadających na oczy włosów, zastanawiając się, jak
można twierdzić, że lekcja z profesorem Binnsem była niezwykła.
W
końcu zrezygnowani huncwoci poszli do swojego dormitorium, w którym
zdążyli zrobić już niezły bałagan. Na podłodze walały się szaty szkolne,
porozrzucane skarpetki, a nawet pomięte pudełko czekoladowych żab.
- Czy dormitoria dziewcząt różnią się od sypialni chłopców? - spytała Nina, wiążąc włosy w wysoką kitkę.
- Och, nie, nie za bardzo... A zresztą czas, abyś sama zobaczyła, jak
żyją huncwoci... Tylko się nie przeraź... Wiesz, porządku to oni nie
mają... - zaśmiała się Megan. - Lily, co ci jest?! - Przerażona
dziewczyna podbiegła do przyjaciółki i uklękła przy niej.
Twarz
Lily zrobiła się blada, a na polikach wykwitły czerwone rumieńce.
Wyglądała, jakby dostała nagłego ataku wysokiej gorączki.
- Trochę źle się czuję... - wymamrotała, otulając się swetrem.
- Powinnaś iść do Skrzydła Szpitalnego - powiedziała natychmiast Meg, pomagając jej wstać.
Rudowłosa bez słowa pokiwała głową i wyszła przez dziurę w portrecie.
Megan, nie pukając, weszła do dormitorium siódmorocznych Gryfonów, z
Niną u boku. Jak obie się spodziewały, bałagan znów wziął nad nimi górę.
- Cześć - przywitała się, rozglądając się po pomieszczeniu. -
Przyprowadziłam Ninę, była ciekawa jak mieszkacie... Uch, jak można żyć w
takim syfie... - Ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem, z niesmakiem
patrząc na stos porozrzucanych ubrań.
Nina rozejrzała się po pokoju. Nie świecił czystością, ale mieszkając wraz z Alessiem przyzwyczaiła się już do bałaganu.
- Potter - warknęła oschle Meg, wbijając w niego wzrok - twoja DZIEWCZYNA źle się czuje i właśnie udała się do pani Pomfrey.
Nina spojrzała ze zdziwieniem najpierw na Megan, a później na Jamesa.
Czemu Molly jej nie powiedziała, że ta dwójka jest razem?! No tak... Te
wszystkie ukradkowe spojrzenia... Przed sprzeczką obejmowali się... A
ona myślała, że... że James jest jej przyjacielem. Zwiesiła smętnie
głowę, przygryzając dolną wargę.
James zerwał się z łóżka i bez
słowa wybiegł z dormitorium. Tego jeszcze brakowało, żeby Lily
rozchorowała się pierwszego dnia szkoły!
~ * ~
Zimne powietrze omiatało twarz skupionego chłopaka, siedzącego pod
drzewem na błoniach. Nie odrywał wzroku od jakiejś kartki, co chwilę
marszcząc nos i kręcąc głową. W zamyśleniu rozcierał palcem wskazującym
grafit ołówka, tworząc cienie na szkicowanym właśnie krajobrazie. Nie
zwracał najmniejszej uwagi na piski dziewczyn, wrzucanych do jeziora
przez chłopaków, na rozochocone śmiechy grupki piątorocznych Krukonek,
chowających się za skałą i wpatrujących się w niego jak urzeczone.
Istniał tylko on, kartka i ołówek. Całkowicie skupiony na tej jednej
czynności, zdawał się nie należeć do tego świata.
Podniósł głowę,
gdy jakaś dziewczyna stanęła na przeciwko niego, tym samym zasłaniając
mu przepiękny widok, który właśnie szkicował. Spojrzał na nią lekko
nieprzytomnym wzrokiem, a ta zachichotała cicho.
- Jestem Melania
- powiedziała melodyjnym głosem, klękając na przeciwko niego. Skinął
tylko głową, pragnąc, aby dziewczyna zostawiła go w spokoju. - Pięknie
szkicujesz - dodała, nie zrażona obojętnością chłopaka.
Uśmiechnął się lekko, odwracając wzrok.
- Mmm... Co powiesz na spacer po błoniach? - spytała, nie dając za
wygraną. Odgarnęła lśniące blond włosy teatralnym gestem, będąc
przekonana, że zadziała to na niego, jak na większość chłopaków.
- Nie, dziękuję. Może innym razem... - odparł, patrząc jej w oczy. Ta zarumieniła się i podniosła na nogi.
- Okej. Nie narzucam się. - Posłała mu kokieteryjne spojrzenie. -
Jakbyś chciał dowiedzieć się czegoś więcej o tej szkole... czy o
uczniach... chętnie ci pomogę. - Wykonała dziwny gest, jakby chciała go
objąć, ale w ostatniej chwili jednak z tego zrezygnowała i wolnym
krokiem ruszyła w stronę oczekujących przyjaciółek.
Alessio wywrócił oczami, wracając do szkicowania.
~ * ~
- Żabi skrzek, śledziona szczura, korzenie stokrotek... Nie, nie,
przepraszam... To była chyba krew nietoperza... Albo... Niech to szlag! -
uderzył się zamkniętą książką do eliksirów w głowę, wzdychając ze
zrezygnowania. - Nie mogę się skupić, kiedy siedzisz tak blisko mnie... -
wymruczał, posyłając Lily figlarne spojrzenie.
Rudowłosa
zaśmiała się cicho, zatapiając rękę w czarnych włosach Jamesa. Pochyliła
się i pocałowała go lekko, zsuwając mu tym samym okulary z nosa.
James leżał wyciągnięty na całą długość kanapy z głową złożoną na
kolanach Lily, która właśnie przepytywała go z eliksirów. Od kiedy dwie
godziny temu pogodzili się przy Skrzydle Szpitalnym, Rogacz nie
odstępował swojej dziewczyny na krok. Syriusz lojalnie robił obojętną
minę, ale w duchu krztusił się ze śmiechu, obserwując poczynania
przyjaciela. Co ta ruda małpa robi z Rogacza? Niedługo stanie się
pantoflarzem pełną gębą - myślał, próbując dokończyć wypracowanie z
transmutacji.
- Jak tak na was patrzę, to aż mi się mdło robi -
rzucił mimochodem Syriusz, nie odrywając wzroku od zapisanego tekstu.
Każde kolejne zdanie zapisane było większymi literami, gdyż nie miał
pojęcia co jeszcze mógłby dodać na temat transmutacji ludzkiej, a do
końca wypracowania zostało mu jeszcze dziesięć cali.
- Przypomnę
ci to, kiedy będziesz mizdrzył się z Meg - odparł zjadliwie James,
zrywając się na równe nogi. Zdezorientowana tym nagłym gestem Lily,
zakrztusiła się powietrzem.
- Która godzina? - spytał leniwie Syriusz, przeciągając się i nie zwracając uwagi na słowa przyjaciela.
- Pięć po szóstej - dobiegł ich głos Remusa, który właśnie wychodził z
ich dormitorium. W rękach trzymał stos książek, który niebezpiecznie
chwiał się z każdym jego krokiem.
Lily zerwała się jak oparzona. James rzucił jej zdziwione spojrzenie.
- Muszę lecieć, umówiłam się z Louisem! - rzuciła na odchodne, po czym pognała do przejścia pod obrazem.
- Jak to SPOTKANIE Z LOUISEM?! - krzyknął za nią James. Lily
przystanęła, przygryzając dolną wargę. No tak, mogła o tym nie
wspominać, przecież wiadomo, że zaraz urządzi kolejną scenę zazdrości.
- Nie jestem twoją własnością, James, i mam prawo spotykać się z kim zechcę - warknęła, nie odwracając się.
Potter stał przez chwilę bez ruchu, a kiedy się otrząsnął, podszedł do niej i złapał za ramię.
- Tak, oczywiście... Ale nie z jakimiś facetami! - Stracił cierpliwość i począł żywo gestykulować rękoma.
- Louis to nie "jakiś tam facet", tylko mój przyjaciel, jeśli już o tym
zapomniałeś - powiedziała spokojnie. Nie miała ochoty na kolejną
kłótnię, dopiero co się pogodzili. - A ty, James - dźgnęła go palcem w
tors - jesteś chorobliwie zazdrosny. - Obróciła się na pięcie i
najspokojniej w świecie wyszła z pokoju wspólnego na zimny korytarz.
Powietrze zrobiło się jeszcze chłodniejsze, kiedy Lily wraz z Louisem
siedzieli na błoniach, rozmawiając. Widok spokojnej twarzy chłopaka
dawał rudowłosej dziwne ukojenie i w mig zapomniała o sprzeczce z
Jamesem. Błahe sprawy, jakie poruszali, rozgrzewały jej wnętrzności
bardziej niż Kremowe Piwo.
- Poznałeś już tego chłopaka, Alessia? - spytała, wpatrując się w dal, gdzie widać było czubki drzew Zakazanego Lasu.
Louis nie odpowiedział od razu. Przez chwilę milczał, z trudem dobierając słowa.
- Tak... - odparł z wahaniem. - Wydaje mi się, że nawet się
zaprzyjaźnimy... Tylko... jest strasznie skryty, niewiele o sobie mówi.
Ale sympatyczny z niego gość.
Lily zmarszczyła brwi.
- To
dziwne... Nina, jego siostra, jest zupełnie inna. Całkowite
przeciwieństwo. Czy to możliwe, aby dwójka rodzeństwa była od siebie aż
tak różna...?
- A ty i Petunia? Lub Syriusz i Regulus? - przerwał jej Louis, świdrując ją wzrokiem.
- Racja...
- Słuchaj, Lily... - zaczął niepewnie, kopiąc kamyk leżący koło jego
stopy. - Nie chciałbym się wtrącać, ale... Czy James nie ma nic
przeciwko temu, że spotykasz się ze mną...? - Spojrzał na nią pytająco,
oczekując odpowiedzi, ale zamiast tego napotkał ciszę. Podążył za jej
wzrokiem. Wpatrywała się w jakieś zwierzę, które stało kilkadziesiąt
stóp od nich. - Lily, co...?
- Jeleń? - rzuciła w przestrzeń, ni
to do siebie, ni do Louisa. - Jeleń na błoniach? Skąd...? - Nawet nie
zauważyła, gdy wstała. Spojrzała zaskoczona na Louisa, który miał
dokładnie taką samą minę, jak ona. Kiedy przeniosła wzrok w miejsce,
gdzie stało zwierzę, już go nie było. - Robi się późno... - powiedziała
to tak trzeźwym i rzeczowym tonem, że Louis aż się wzdrygnął. Lily
sprawiała wrażenie, jakby to dziwne zjawisko w ogóle nie miało miejsca,
jakby przez cały czas siedzieli spokojnie i rozmawiali o pogodzie. - I
zimno. Pójdę już. Cześć. - Pomachała mu i pędem rzuciła się w kierunku
zamku. Louis stał jeszcze przez chwilę osłupiały, po czym także ruszył
przed siebie, wbijając zdrętwiałe od zimna ręce w kieszenie bluzy.
O mamusiu, nasza Rika na blogspocie! :3 No hej ;^ Tylko to tło zmień w wolnej chwili, nie pasuje do bloga ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na szablon, powinien być jakoś za tydzień (tak przynajmniej pisała osoba, która go wykonuje) :3
Usuń+ Świetna nazwa bloga! :D
OdpowiedzUsuńTwój szablon został wykonany!
OdpowiedzUsuńszabloland.blogspot.com!