sobota, 3 listopada 2012

Do domu!

- Lily, widziałaś moją spódniczkę?
- Meg, gdzie są moje buty?
- Lucy, to moja szczoteczka!
- Molly, pożyczyłaś moją żółtą bluzę?
    Takie okrzyki towarzyszyły szóstorocznym Gryfonkom podczas pakowania kufrów. Już jutro był koniec roku szkolnego, wreszcie miały zacząć się upragnione i długo wyczekiwane wakacje.
- Będę za wami tęskniła... - szepnęła Megan i przytuliła wszystkie przyjaciółki po kolei.
    Lucy otarła załzawione oczy.
- Przecież będziemy się widywać... - uśmiechnęła się, próbując pocieszyć dziewczyny, jak i zarówno siebie.
    Molly westchnęła cicho i powróciła do pakowania. Musiały się spieszyć, ponieważ za godzinę był obiad, a później dwie ostatnie lekcje - zaklęcia i transmutacja. Kiedy wszystkie miały już kufry spakowane, udały się razem z Huncwotami na obiad. Molly z Remusem szli z przodu, wesoło gawędząc, za nimi Megan z Syriuszem zaśmiewali się z dowcipów Łapy, tuż za nimi Lily rozmawiała z Jamesem, jak spędzą wakacje, a na końcu Lucy opowiadała Peterowi, jakie słodycze jedzą mugole.
    Kiedy usiedli przy stole Gryfonów, Remus przypomniał sobie co chciał powiedzieć swoim przyjaciołom. Z szerokim uśmiechem na twarzy zaprosił całą siódemkę na swoje urodziny, które miał siódmego lipca.
- To wspaniale! - wykrzyknęła entuzjastycznie Lily. - Będziemy mieli okazję spotkać się całą ósemką.
    James nie słuchał jednak, jak jego przyjaciele pogrążyli się w rozmowie. W jego głowie tworzył się już pewien plan. Musiał wreszcie zdobyć Lily! Czeka już ponad sześć lat, z resztą Lily go kocha, więc w czym był problem...?
    Zdobędę ją, choćby nie wiem co - przyrzekł sobie i nakładając na talerz pieczone ziemniaki, zabrał się do jedzenia.

~*~

- Witam was na ostatniej lekcji transmutacji - odezwała się McGonagall i szybkim krokiem podeszła do swojego biurka. - Dzisiaj nie odbędzie się już lekcja... Daję wam wolną rękę, bylebyście nie zachowywali się zbyt głośno. - Wzięła do ręki plik kartek, po czym zaczęła je czytać i gdzieniegdzie składać swój podpis.
    Syriusz odwrócił się w stronę Megan. Nie mógł uwierzyć, że już ostatni raz siedzi obok niej.
- Wyjeżdżasz gdzieś na wakacje? - spytał i oparł głowę na ręce.
- Tak, do Australii do siostry mamy. Ale to dopiero w sierpniu... - odparła i zawiesiła głos. Nie wiedziała co powinna jeszcze powiedzieć. Czy spytać go o jego rodzinę...? Nie, przecież od roku mieszka u Potterów... - Jak ci się mieszka z rodzicami Jamesa? - spytała, decydując się jednak na to pytanie.
    Syriusz uśmiechnął się.
- Wspaniale! Starzy Rogacza są genialni! Jego mama świetnie gotuje, uwielbia dyscyplinę, ale strasznie rozpieszcza mnie i Jamesa... Jest dla mnie jak matka... - ostatnie zdanie wypowiedział z lekkim smutkiem. - A jego tata... James Senior jest po prostu mistrzowski! Często opowiada nam jak to on był młody i jakie kawały płatał innym. Zawsze broni nas przed Blanką*. James ma super rodzinę!

- Lilyyy... - zaczął James, przyglądając się rudowłosej dziewczynie w skupieniu.
- Mhmm...? - wymamrotała Evans i powoli przeniosła wzrok na Pottera.
- Powiedz mi... Wyjeżdżasz gdzieś na początku lipca?
- Nie... Czemu pytasz? - Spojrzała na niego zdziwiona, unosząc do góry czarne brwi.
- A, tak tylko...

~*~*~*~

    Czerwona lokomotywa Expressu Hogwart - Londyn z głośnym piskiem stanęła na stacji w Hogsmeade. Tłum uczniów wraz z bagażem wpadł do pociągu, po czym wszyscy w pośpiechu zaczęli zajmować miejsca. Czarnowłosa, wysoka dziewczyna w fioletowym topie i białych rybaczkach, z ogromnym kufrem weszła do pustego przedziału i stawiając swój bagaż na podłodze, wychyliła głowę wypatrując swoich przyjaciół. Kiedy zauważyła brązowowłosą, wysoką dziewczynę, krzyknęła głośno:
- Magan! Tutaj!!!
    Brązowowłosa odwróciła głowę i kiedy ujrzała Lucy, pomachała do niej i przepychając się przez masę uczniów, dotarła do zajętego przedziału. Po chwili dołączyły do nich Lily i Molly, a po paru minutach także Huncwoci.
- Ale tłumy, co? - Syriusz otarł dłonią spocone czoło i razem z Jamesem, Remusem i Peterem władowali wszystkie kufry na półkę.
- To co robimy? - spytał z szerokim uśmiechem James, siadając między Łapą a Lily.
- Gramy w szachy! - krzyknęła Megan.
- W Eksplodującego Durnia! - krzyknął Remus.
- W butelkę - wyszczerzył zęby Black i nie czekając, aż ktokolwiek się odezwie, wyciągnął pustą plastikowa butelkę i fałszoskop. Jednak nikt nie sprzeciwił się tamu pomysłowi, wręcz przeciwnie, cała paczka rozsiadła się na podłodze w kółku.
- Ja zaczynam - szybko powiedziała Lucy i zakręciła butelką. Wszyscy wstrzymali oddech, oczekując na kogo wypadnie. Nikt nie chciał być wylosowany; wszyscy bardzo dobrze znali na jakie pytania stać Luss. W końcu wskazało na Remusa.
- Od której klasy zaczęła ci się podobać Molly? - O dziwo dziewczyna zadał normalne pytanie.
    Remus uśmiechnął się do wspomnień.
- Od listopada szóstej klasy... - Zakręcił butelką, tym razem wypadło na Megan.
- Co sądzisz o Syriuszu? - Wyszczerzył zęby.
    Black szybko spojrzał na Meg. Za to dziewczynie zrzedła mina. Wolałaby nie odpowiadać na to pytanie. Westchnęła.
- Jest świetnym przyjacielem, ale chcę od tego wszystkiego odpocząć. Jestem pewna, że Syriusz będzie dla mnie bardzo dobrym przyjacielem. - Spojrzała szybko na fałszoskop. Nic się nie stało. Odetchnęła z ulgą, jakoś się udało.
    Reszta podróży minęła Gryfonom bardzo przyjemnie. Wspólnie śmiali się i żartowali, aż las zaczął rzednąć i w końcu dojechali do Londynu.
    Megan wyskoczyła z pociągu i zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu rodziców. Stali niedaleko przejścia wraz z najstarszym synem - Billym, który trzy lata temu skończył Hogwart oraz z Aleksem, który w zeszłym roku skończył naukę w szkole magii i czarodziejstwa. Zachwycona Megan pobiegła do rodziny i uściskała wszystkich po kolei. Po chwili dołączył do nich Lucas, kolejny syn państwa Trevill, który w tym roku zakończył edukację.

    Lucy otarła łzę spływającą jej po policzku. Nienawidziła pożegnań. Gdy wysiadła z pociągu od razu zauważyła mamę szaleńczo jej machającą. Uśmiechnęła się i szybkim krokiem ruszyła w kierunku swojej rodzicielki.
- To co, jedziemy? - spytała wesoło Sarah McAden.
- Za chwilkę, tylko pójdę się jeszcze pożegnać.

    Rudowłosa dziewczyna podeszła do Megan, aby się z nią pożegnać. Uśmiechnęła się smutno, choć dobrze wiedziała, że już za dwa tygodnie spotka swoich przyjaciół na imprezie urodzinowej u Remusa. Po chwili do Meg i Lily doszły także Lucy i Molly.
- To do zobaczenia - powiedziała cicho Molly i przytuliła wszystkie po kolei. Po paru sekundach dołączyli do nich Huncwoci. Po długim pożegnaniu odezwała się Lucy.
- Muszę już lecieć, bo mama będzie się niecierpliwić... - uśmiechnęła się do nich i po chwili znikła już z panią McAden za barierką.
- No nic, to ja też będę już szła - powiedziała Meg i powoli ruszyła do miejsca, z którego przed chwilą zniknęła czarnowłosa.
- Na mnie też już pora. Do zobaczenie u mnie - odezwał się smutno Remus i ostatni raz żegnając się z przyjaciółmi ruszył do swoich rodziców.
    Po kilku minutach nie było już nikogo. Molly także poszła do mamy i młodszego brata, Peter zniknął za barierką wraz z mamą, a Lily także chciała już iść, ale James ją wyprzedził.
- Chodź, moi rodzice chcieliby się poznać - uśmiechnął się szeroko i ciągnąc rudowłosą za rękę, wraz z Syriuszem udali się do dwójki ludzi będących rodzicami Rogacza.
    Mama Jamesa, kobieta w średnim wieku z krótkimi blond włosami i ciepłymi niebieskimi oczami, uśmiechnęła się szczęśliwa, że w końcu widzi swojego syna i jego przyjaciela, którego również uważała za swoje dziecko.
    Tata Jamesa, wysoki mężczyzna, bardzo podobny do swojego syna, także z czarnymi, przydługimi, rozwichrzonymi włosami, tyle że już gdzieniegdzie poprzeplatywanymi siwymi kosmykami i tych samych czekoladowych oczach uśmiechał się szeroko. Nadal był bardzo przystojny.
    Blanka Potter przytuliła mocno Jamesa, łkając mu w ucho, a następnie rzuciła się na Syriusza, ściskając go mocno, niemal go dusząc. Zakłopotany Black uśmiechnął się szczęśliwy. Szczęśliwy, że oni traktują go jak rodzinę. Jak ich syna, jakby już od urodzenia był z nimi.
    James Potter Senior przybił piątki chłopakom. Lily stała niedaleko nich, przyglądając się tym scenom z niemym zachwytem.
- Jak tam, chłopaki? Ile szlabanów zarobiliście w tym roku? - spytał z szerokim uśmiechem pan Potter.
- Gdzieś ze sto... - odpowiedział James.
    Blanka, słysząc te słowa, spiorunowała młodych Gryfonów ostrym wzrokiem. Natomiast James Senior był zachwycony.
- Moja krew! Chociaż i tak jestem trochę zawiedziony, że tak mało. Ja w waszym wieku miałem z dwieście! - wykrzyknął z dumą, szczerząc zęby.
- James, jesteś kompletnie nieodpowiedzialny! Nie mów im takich rzeczy! - krzyknęła oburzona Blanka, patrząc na męża jak na wariata.
- Ale to jeszcze nie ostatni rok! W siódmej klasie pobijemy rekord - ale Syriusz już nie dokończył, napotykając piorunujacy wzrok Blanki.
- A właśnie! Chcieliśmy z Łapą wam kogoś przedstawić - uśmiechnął się James, przerywając tym samym pogawędkę. - Chodź Lily.
    Zielonooka wyszła z ubocza i podeszła do Potterów i Syriusza.
- Dzień dobry - przywitała się. - Jestem Lily Evans.
    Blanka uśmiechnęła się szeroko i podała rękę dziewczynie.
- jestem Blanka Potter, mama Jamesa i Syriusza.
    Blackowi na te słowa serce zabiło szybciej. Pokochał rodziców Jamesa, czuł się, jakby sam był ich synem, Blanka też kochała go jak własne dziecko, to samo James Senior. Ale nigdy nie spodziewał się, że mama Jamesa nazwie go swoim synem. Nagle poczuł, jakie ogromne ma szczęście mogąc mieszkać z najlepszym przyjacielem i jego rodzicami, którzy byli tak inni od jego...
- James dużo nam o tobie opowiadał - kontynuowała pani Potter.
- No, no, synu, masz gust - wyszczerzył zęby pan Potter i także uścisnął dłoń Gryfonki.
    Lily chwilę porozmawiała z rodzicami Rogacza, ale nagle przypomniała sobie, że jej rodzice czekają na nią na dworcu mugoli już od jakichś dwudziestu minut. Pożegnawszy się z Blanką, Jamesem Seniorem, Rogaczem i Łapą, przeszła przez barierkę i podbiegła do rodziców. Z nadzieją rozejrzała się w poszukiwaniu Petunii, jednak zawiedziona, nigdzie jej nie dostrzegła.
- Cześć córeczko! - krzyknęła pani Evans i przytuliła córkę. Pan Evans zrobił to samo. Już po paru minutach siedzieli w samochodzie i pędzili do domu.
- Opowiadaj jak ci minął rok szkolny! Z twoich listów mało można było wywnioskować... - zaczęła Eva, radosnym głosem.
- Jak zwykle, nauka i same nudy - powiedziała szybko, dziękując w duchu, że nie ma tu fałszoskopu, bo z pewnością już zacząłby się kręcić, wyczuwając kłamstwo.
    Wyjrzała przez okno. Jechali właśnie mostem i z okna rozciągał się wspaniały widok na ogromną rzekę, a w tle migotał las. Dziewczyna mimowolnie westchnęła. Czy w tym roku uda jej się pogodzić z Petunią? bardzo tego chciała, choć wiedziała, ze jest to prawie niemożliwe.
- Petunia jest w domu ze swoim chłopakiem - powiedziała Eva, jakby czytając córce w myślach.
    Zielonooka szybko odwróciła głowę i spojrzała zaciekawiona na rodzicielkę.
- Z jakim chłopakiem?
- Vernon Dursley. To bardzo miły młodzieniec i szaleńczo zakochany w Tunii - wyjaśnił pospiesznie Mark.
- Daj spokój, Mark... On jest nudny jak flaki z olejem - prychnęła pani Evans i wyjrzała przez okno.
    Lily zachichotała. Gdzie Petunia znalazła chłopaka, który szaleńczo by się w niej zakochał? Zbeształa się w myślach. Nie powinna tak myśleć, Petunia to przecież jej siostra... Cieszyła się jej szczęściem. Może pod wpływem miłości, Tunia wreszcie także będzie chciała pogodzić się z siostrą i zburzyć mury nienawiści, które przez sześć lat tak cierpliwie i uparcie budowała...?

* -  Postanowiłam, że Syriusz będzie zwracał się do rodziców Jamesa po imieniu. W Anglii jest taki zwyczaj (oczywiście nie wszystcy się do niego dostosowują), a jeśli Łapa mieszka z Potterami to nie widzę przeszkód czemu miałby nie mówić do nich po imieniu. Dziwnie by brzmiało, gdyby zwracał się do nich "pan", tym bardziej jeśli akcja dzieje się w Angli, tudzież w Szkocji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz