sobota, 3 listopada 2012

Biwak Potterów część III

    - Mark, popatrz, to chyba James - szepnęła Eva, wskazując głową na chłopaka siedzącego przy stole wraz z rodziną.
    Mężczyzna spojrzał w tamtą stronę.
    - Tak, to on... Lily nic nam nie mówiła, że tu będzie. Pewnie nie wiedziała - powiedział z nutą zaskoczenia w głosie.
    - Ależ to doskonała okazja, żeby poznać jego rodziców - prawie krzyknęła Eva, prowadząc męża w stronę wynajętego miejsca na rozbicie namiotu.

    - Mamo - zaczął James, zerkając w stronę Marka i Evy - to są rodzice Lily - dokończył, wskazując na państwo Evansów. Blanka powędrowała za wzrokiem syna, napotykając wysokiego blondyna i drobną rudowłosą kobietę.
    - Rodzice Lily, powiadasz? - spytała. - Musisz nas koniecznie ze sobą poznać!
    Nie mający wyboru James podszedł do Evansów i przywitał się grzecznie.
    - James, kochanie! - wykrzyknęła Eva, całując zakłopotanego chłopaka w policzek. - Jak miło cię widzieć! Lily niestety nie chciała przyjechać.
    Rogacz chcąc już mieć tę chwilę za sobą, wydusił szybko.
    - Chciałbym państwu przedstawić moich rodziców.
    Mark uśmiechnął się szeroko. James miał ogromną nadzieję, że obie rodziny przypadną sobie do gustu.
    Już po pierwszych kilku zdaniach było wiadome, że Blanka i Eva odnalazły wspólny język. Artystyczna dusza pani Evans przyciągnęła ciekawość pani Potter i już po chwili obie kobiety zagłębiły się w interesującej rozmowie. Inaczej sprawy potoczyły się między panami. Mark i James Senior nie mieli wspólnych zainteresowań i zamiast rzucać jakieś tematy do rozmów, tylko zerkali na siebie posępnie. Pan Evans - zagorzały kolekcjoner różnego rodzaju gratów - był z natury małomówny, toteż z trudem przychodziły mu nowe znajomości. Pan Potter z kolei wygadany i wyluzowany, czuł się niezręcznie w towarzystwie małomównego Marka.
    - No widzisz, Rogaty, a tak się bałeś, że się nie polubią. Senior i ojciec Rudej też w końcu odnajdą wspólny język, nie masz się co martwić. - Syriusz wyszczerzył zęby, patrząc jak Eva i Blanka chichoczą i szepczą coś do siebie.


    Po rozbiciu namiotu przez Evansów i wypiciu popołudniowej kawy, przyszedł czas na odpoczynek. Mark i James Senior od razu stanęli na pomoście, trzymając w dłoniach wędki. Panu Potterowi nie wychodziło to za dobrze, lecz nie chcąc wyjść na niedojdę dzielnie stał, wpatrując się w mieniącą się toń jeziora.
    Blanka i Eva siedziały na leżakach, prowadząc przyjemną pogawędkę. Z kolei James i Syriusz poszli nad jezioro.
    - Co byś powiedział na kajaki? - spytał Łapa, gdy razem z Rogaczem stali już na piaszczystym brzegu.
    - Okej. Tylko... pływałeś już tym kiedyś? - W jego głosie dało się słyszeć lekką obawę. Black wzruszył ramionami; najwyraźniej wcale nie przeszkadzało mu, że w życiu nie trzymał w ręku wioseł.
    - A co skomplikowanego może być w płynięciu jakąś łódką?
    Teraz to James wzruszył ramionami, przypominając sobie jak to samo mówił Black, kiedy postanowili zostać animagami, aby pomóc Remusowi.
    - Oho! - Usłyszał zadowolony okrzyk przyjaciela, więc podążył za jego wzrokiem. Uwagę Blacka przyciągnęła wysoka szatynka w skąpym bikini, prowadząca na smyczy małego, białego psa.
    - Nie wiem, Łapo, czy ten okrzyk był skierowany do tej panny czy raczej do jej psa. - James wyszczerzył zęby w uśmiechu, ale Syriusz zdawał się go nie słuchać. Zamiast tego przybrał na twarz swój uwodzicielski uśmiech i zdecydowanym krokiem ruszył w stronę dziewczyny. Rogacz widział, jak chłopak mówi coś do niej, a ta uśmiecha się nieśmiało.
    - Bardzo lubię psy - powiedział Syriusz, nie spuszczając wzroku z piwnych oczu dziewczyny. Nachylił się nad psem z zamiarem podrapania go za uchem, ale ten zawarczał na niego, obnażając kły.
    - Widzę - zachichotała. - Przepraszam cię, ale muszę już iść, chłopak na mnie czeka.
    Chłopak! To było jak uderzenie. Z zasępioną miną wrócił do Jamesa.
    - I co, kolejna klapa, przyjacielu? - spytał Potter, próbując powstrzymać śmiech. - Toż to już druga kobitka cię spławiła. Zdaje się, że twój urok nie działa na tutejsze dziewczyny - zaśmiał się, widząc ponurą minę Syriusza.
    - Przymknij się wreszcie - warknął Black i odszedł w stronę wypożyczalni kajaków.



    Ciemnogranatowe niebo pokrywały srebrne gwiazdy. Powietrze było chłodne, ale żar bijący z ogniska pozwalał się ogrzać. Wokół latało mnóstwo komarów, ale nikt nie zwracał na nie specjalnej uwagi; wszyscy zajęci byli wyśpiewywaniem starych ballad.
    Duża grupa ludzi z pola namiotowego postanowiła rozpalić ognisko, upiec kiełbaski, pośpiewać i porozmawiać. Noc jak każda inna. Zewsząd dały się słyszeć głośne śmiechy i zawodzenie przy piosenkach.
    James siedział na trawie, patrząc na języki ognia, skaczące po drwach. Nie przyłączył się do ogólnego śpiewu, nie znał połowy z tych mugolskich ballad, podobnie jak jego rodzice czy Syriusz. Państwo Evans nucili wesoło, popijając piwo z puszek wraz z innymi. Wkrótce przyłączyli się do nich także państwo Potterowie, zapamiętując parę linijek tekstu. Oboje sprawiali wrażenie, jakby nic nie łączyło ich ze światem czarodziejów. Śmiali się wraz z innymi z kawałów i różnego rodzaju historii, śpiewali, strasznie fałszując, jak cała reszta, pili chłodne piwo z plastikowych kubków i jedli pieczone kiełbaski. Syriusz już wkrótce zapomniał o nieudanym podrywie i wraz z Jamesem przyłączył się do pozostałych.
    Potter Senior po wypiciu kilku piw stał się jeszcze bardziej niż zwykle rozradowany. Co rusz opowiadał jakieś śmieszne historie, wywołując salwy śmiechu. Pan Evans już po chwili stał się tak samo wyluzowany i ani trochę nie przypominał tego małomównego Marka sprzed kilku godzin. W końcu dał się przekonać, że James Senior jest bardzo porządnym facetem i teraz wspólnie dyskutowali, zaśmiewając się do łez.
    - O czym tak rozmawiacie? - spytała Blanka, kiedy wraz z Evą odśpiewały jakąś starą balladę o wolności.
    - A, o niczym. - Białe zęby Jamesa Seniora błysnęły, kiedy ten uśmiechnął się szeroko. Mark parsknął śmiechem, przypominając sobie historię, którą przed momentem opowiedział mu Potter.
    - A jednak coś kombinujecie. - Czujny wzrok kobiety spoczął na mężu, ale usta nadal wygięte były w szeroki uśmiech.
    - Opowiadałem właśnie Markowi jak to próbowałem wyciągnąć młodą McGonagall do tańca. - Wyszczerzył zęby James, biorąc łyk piwa.
    - CO ZROBIŁEŚ?! - Rogacz wytrzeszczył na niego oczy, krztusząc się kiełbaską. - Teraz już wiem, dlaczego tak na mnie zerkała, kiedy poprosiłem ją do tańca na Balu Walentynkowym. Pewnie pomyślała, że to u nas rodzinne.
    - Tak, to były czasy... - Pogrążył się we wspomnieniach Senior, nie zwracając najmniejszej uwagi na słowa syna. - To było na imprezie po wygranej Gryfonów w meczu quidditcha. Wypiłem może... trochę za dużo... za to Minerwa była zupełnie trzeźwa, jak na prefekta przystało. Poprosiłem ją do tańca, a ona popatrzyła na mnie krzywo i wróciła do rozmowy z koleżankami.
    - Dziwisz jej się? - spytała Blanka z błyskiem w oku. - Byłeś kompletnie pijany, ledwo stałeś na nogach - zaśmiała się. - Jeszcze nigdy nie widziałam cię w takim stanie.
    Rogacz rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu Syriusza. Nigdzie nie było go widać i chłopak już był pewien, że Łapa znów podrywa jakąś dziewczynę, gdy nagle zobaczył go, stojącego nieopodal i kiwającego się lekko na nogach.
    - Syriusz! - krzyknął, podbiegając do niego. Młody Black uśmiechnął się niemrawo. W ręku trzymał niemal opróżnioną butelkę Ognistej Whisky. - Zwariowałeś?! Tam są moi rodzice! - syknął, wskazując głową państwa Potterów wesoło gawędzących z Evansami.
    - Sichoo - wymamrotał Syriusz, przykładając palec do ust. - Poco te... nerwy?
    James bez słowa chwycił przyjaciela za rękę i poprowadził piaszczystą ścieżką w stronę jeziora.
    - Skąd ty wytrzasnąłeś tą Ognistą, stary? - spytał Potter, gdy chwilę później przechodzili obok wysokich drzew, rosnących nieopodal pola namiotowego.
    Syriusz nie odpowiedział. Wpatrywał się tępym wzrokiem przed siebie, idąc chwiejnym krokiem przez zarośla.
    - Była sobie raz ropucha - zawodził, wymachując palcem jak dyrygent.
    - Ani słowa więcej! Ktoś idzie! - warknął James, przystając i nasłuchując kroków.
    Syriusz zrobił urażoną minę, wyciągając szyję, aby dostrzec nocnego intruza. Okazała się nim być kobieta, która wraz z mężem swój namiot miała dokładnie obok nich - Jane Ewing.
    James wytrzeszczył na nią oczy, cofając się o krok. Modlił się, aby Black nie powiedział nic głupiego.
    - O, Potterowie! A co wy tu robicie? Ognisko jest tam - powiedziała piskliwym głosem kobieta, wskazując miejsce pola namiotowego.
    - Eee... My... My przyszliśmy trochę odetchnąć świeżym powietrzem. Tam jest dużo dymu - odpowiedział natychmiast James, próbując zasłonić sobą Syriusza, który już gotował się do rozpoczęcia wesołej konwersacji z kobietą.
    Ewing spojrzała na nich podejrzliwie, spod lekko zmrużonych oczu. Wzrok zatrzymała na Blacku, który stanął obok przyjaciela i z głupkowatym uśmiechem przyglądał się jej.
    - A temu co? - Wskazała na Syriusza. Rodzina Potterów już zdążyła się przyzwyczaić do tego, że Jane była bardzo wścibska.
    James zerknął niepewnie na Blacka.
    - Dobry wieczór, pani! - zawołał wesoło Syriusz, kłaniając się popisowo, przez co lekko się zachwiał i byłby runął jak długi, gdyby Rogacz w porę nie złapał go za skraj koszulki.
    - Zamknij się, stary, po prostu się nie odzywaj - syknął Potter. Był tak wściekły na przyjaciela, że gdyby miał w ręku butelkę po Ognistej Whisky, którą upił się Syriusz, z pewnością rozbiłby mu ją na głowie.
    - Potter, czy ON JEST PIJANY?! - ryknęła kobieta, której twarz była już koloru dojrzałej wiśni.
    - Pijany...? - Głos mu lekko zadrżał na myśl, co zrobi jego matka, jak zobaczy Syriusza w takim stanie. - Eee... On miał bardzo ciężki dzień, proszę pani... - zaczął tłumaczyć kulawo.
    - Rozumiem, ale na Boga, dlaczego on jest pijany?! - nie dawała za wygraną.
    - Jaki tam pijany... - zaśmiał się nerwowo. - Troszkę się zapomniał i...
    - Ja pijany?! - krzyknął nagle Syriusz, gdy dotarł do niego sens słów Jane. - A pani jest... jest... - Poczerwieniał na twarzy, przysuwając się bliżej do kobiety. - Wredną babą! O! - Tupnął nogą na potwierdzenie swoich słów i dumnie uniósł głowę.
    Jane stała oniemiała, nie mogąc wydusić z siebie słowa, podobnie jak James. To, że zobaczyła tego młodego od Potterów kompletnie pijanego było niezłą rewelacją, ale to, że nazwał ją wredną babą przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
    Rogacz powoli przeniósł wzrok na przyjaciela. Syriusz w ogóle nie wyglądał na zmieszanego swymi słowami, ba!, miał minę, jakby uczynił najodpowiedniejszą rzecz na świecie.
    - Zabiję cię... Po prostu cię zabiję... - wymamrotał James, patrząc to na Blacka to na kobietę. - Idziemy! - warknął i pociągnął za sobą chłopaka.
    - Zaraz, zaraz! - Jane w końcu wyszła z szoku i teraz przypominała ogniomiota chińskiego; jej twarz była bordowa ze złości, oczy tak bardzo zmrużone, że przypominały dwie wąskie kreski, usta zacisnęły się w prostą linię, a czarne brwi zjechały tak nisko, że znajdowały się niemal na równi z oczyma. - Nikt nie będzie mnie obrażał! W tej chwili idę do waszych rodziców!
    Syriusz już otwierał usta, aby wygłosić kolejną kąśliwą uwagę, ale James skutecznie mu to udaremnił, dając mu soczystego kopniaka w piszczel.
    - Zamknij... się...! - warknął. - Idziemy! - Ponownie pociągnął go za skraj koszulki, idąc szybkim krokiem w stronę namiotu.
    - Tak to jest z kobietami, Rogaczu... Zawsze jakieś problemy... - westchnął Black.
    - Zamknij się, stary, bo ci przyłożę!


~ * ~


    Jamesowi jakimś cudem udało się dotaszczyć Syriusza do namiotu, nie rzucając się w oczy rodzicom. Jak się okazało, Jane Ewing okazała trochę człowieczeństwa i przemilczała sprawę nietrzeźwości młodego Blacka, co bardzo zdziwiło obu chłopaków.
    Syriusz przeciągnął się leniwie. Poczuł tępy ból w czaszce i suchość w ustach. No tak, Ognista Whisky dawała o sobie znać... W prawdziwe nie pamiętał drogi powrotnej znad jeziora. Jedyne, co sobie przypomniał, to że James gdzieś go zabrał, ale reszta stała pod wielkim znakiem zapytania. Chyba wszystko przebiegło dobrze, skoro leży teraz bezpiecznie w łóżku, cały i zdrowy... Pomijając ogromnego kaca.
    - Piękny dzień, nieprawdaż? - Wyszczerzył zęby do Rogacza, wstając z łóżka.
    - Piękny?! Piękny?! - wrzasnął chłopak; w jego oczach płonęły dzikie ogniki wściekłości. - Co ci przyszło do głowy, żeby się tak narąbać?!
    Syriusz nie wyglądał na zmieszanego, minę miał, jakby nic takiego się nie stało.
    - Są wakacje, trzeba to uczcić! - krzyknął wesoło, nie zważając na pulsowanie w głowie.
    - Uczcić, owszem... - mamrotał James, z trudem hamując wściekłość. - ALE NIE URŻNĄĆ SIĘ I ODSTAWIAĆ SZOPKI!!! - wrzeszczał, wpadając w zimną furię.
    - Ups - wyrwało się Syriuszowi.
    - Ups?! Ups?! Tylko tyle masz do powiedzenia?! - Sięgnął po różdżkę, zamierzając dać nauczkę przyjacielowi. - O mało co nas nie wsypała!
    - Po pierwsze: kto nas nie wsypał i za co? - zaczął ostrożnie, cofając się o krok. - A po drugie: schowaj różdżkę, bo to byłaby niesprawiedliwa walka, ja jestem jeszcze niepełnoletni.
    - Zamknij się i słuchaj! Wiesz co powiedziałeś wczoraj do Jane Ewing? - spytał spokojnie, chowając różdżkę do kieszeni.
    Syriusz pokręcił głową i poczuł, jak robi mu się niedobrze. Skoro James był tak wkurzony to chyba naprawdę musiał przeskrobać coś poważnego. Rogacz był zwykle beztroski, zawsze wraz z nim łamał wszystkie regulaminy szkolne, to Remus trzymał ich w ryzach.
    - Cytuję: " Pani jest wredną babą". - Uniósł brwi do góry, czekając na reakcję Blacka.
    Łapa parsknął śmiechem.
    - Na serio tak powiedziałem? - spytał z niedowierzaniem. - No popatrz, co ten alkohol robi z ludźmi...
    - Mamy szczęście, że postanowiła to zachować dla siebie... I przestań się tak głupkowato uśmiechać - warknął, ale sam wyszczerzył zęby. Patrząc na to teraz, cały incydent wydawał się niezwykle zabawny. - Chodź na śniadanie, rodzice już czekają wraz z Evansami.


    Stół był już zastawiony, a siedzący przy nich Blanka, Eva, Mark i Senior śmiali się z czegoś. Nie zwrócili większej uwagi, gdy chłopcy usiedli przy nich i zaczęli nakładać sobie omlety.
    - Jedz szybko, Łapo, chyba musimy kogoś przeprosić - mruknął James, popijając sok porzeczkowy.
    - Jim, nie poganiaj go, bo dostanie czkawki - odparła Blanka, pieszczotliwie targając przydługie włosy Blacka.
    - Taa, chyba pijackiej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz