środa, 26 grudnia 2012

Po burzy

    Tak, jak skończyła się burza, skończyły się również kłótnie i nieporozumienia. Wszystko ucichło. Nikt nie chciał już rozmawiać na tematy, które mogłyby wywołać niesnaski. Każde słowo było wyważone, nawet Syriusz jakoś dziwnie ucichł.
    Lily całe godziny spędzała w bibliotece, mało odzywając się do kogokolwiek. Louis raz namawiał ją na spotkanie, ale ta wykręciła się. James za każdym razem, gdy ją widział, rzucał jej zatroskane spojrzenia, myśląc gorączkowo, dlaczego Lily jest taka przygnębiona. Przed oczami wciąż miał twarz Louisa. Wściekał się, gdy tylko zobaczył go w Wielkiej Sali, lub na jakiejś lekcji, którą mieli z Krukonami. Miał go dość. To on wszystko popsuł. Gdyby nie przystawiał się tak do Lily, nie byłoby tylu kłótni.

    Lucy siedziała na łóżku w dormitorium, skrócając swoją ulubioną część szkolnego mundurka. Czarna spódniczka, jeszcze przed chwilą sięgająca kolan, teraz była zaledwie do połowy ud. Dziewczyna obejrzała ją dokładnie, krytycznym wzrokiem oceniając swe dzieło. Z zadowoleniem pokiwała głową, po czym popędziła do łazienki, aby zaprezentować odmienioną część garderoby na sobie.
    Molly przysiadła na parapecie okna, patrząc w ślad za oddalającą się Lucy. Ona nigdy nie włożyłaby na siebie tak krótkiej spódniczki. W duchu podziwiała Lucy za jej śmiałość. Nie tylko do chłopaków, ale także do odważnego ubioru. Ale ona przynajmniej miała co pokazać. Długie, szczupłe nogi były największym atutem Lucy. Nie to co jej, krótkie i nieco pulchne. Zaśmiała się w duchu z własnych myśli. Jeszcze tego jej brakowało, żeby zamartwiać się takimi głupotami.
    Otworzyła książkę na zaznaczonej stronie, zakładając na nos okulary. Nosiła je tylko do czytania. Prześledziła formułkę zaklęcia, które drobnym, okrągłym pismem zanotował jej Remus. Z czułością pogładziła palcem krótką treść, przymykając zmęczone oczy.
    Lubiła burze.
    Dlaczego one trwały tak krótko? Dlaczego nie są tak długie, jak samo padanie deszczu, czy śniegu? I dlaczego są tak rzadko?
    Otworzyła oczy, gdy usłyszała skrzypienie drzwi łazienkowych. Przeniosła wzrok w tamtą stronę i rozdziawiła usta.
    Lucy, ubrana w białą koszulę, zapięta na trzy ostatnie guziki, i czarną, szkolną spódniczkę, stała w otwartych drzwiach, patrząc na własne stopy. Idealnie proste, szczupłe nogi, prezentowały się wprost fantastycznie. Co prawda spódniczka odsłaniała zbyt wiele, ale kto by na to zwrócił uwagę. Nauczyciele mają mnóstwo poważniejszych spraw na głowie, niż besztanie uczennic za skrócanie szkolnych części garderoby.
    - Łał - powiedziała oszołomiona Molly, ściągając okulary z piegowatego nosa.
    Lucy spojrzała krytycznym wzrokiem na własne kolana.
    - Chyba jednak trochę przesadziłam - stwierdziła po chwili.
    - Jak ubierzesz szatę, to nie będzie widać - uśmiechnęła się Molly, zeskakując z parapetu.
    Lucy zastanowiła się przez chwilę, po czym pokiwała głową. Tak, szata to jedyne wyjście. Posłała przyjaciółce wdzięczne spojrzenie, odwracając się na pięcie. Zaraz jednak stanęła jak wryta. Molly rzuciła jej zaskoczone spojrzenie. Zbyt dobrze znała Lucy.
    Na pewno wpadła na jakiś pomysł.
    A gdy Lucy wpada na jakiś pomysł, trzeba szybko uciekać, gdzie pieprz rośnie.
    - Zaraz, zaraz... - odezwała się cicho Lucy, odwracając się w kierunku Molly. Na jej twarzy zagościł iście diabelski uśmiech. - Pokaż no mi swoją spódnicę - rozkazała od razu, zanim Molly zdążyła zmyć się z pola widzenia. - Tak też myślałam - odparła wyraźnie z siebie zadowolona, przyglądając się podanej przez Shunpike części szkolnego mundurka. - Co powiesz na małe... przykrócenie? - I nie czekając na odpowiedź przyjaciółki, pochwyciła swoją różdżkę, wykonując nią jakieś skomplikowane ruchy.
    Jeśli chodziło o zaklęcia, które pomagają utrzymać nienaganną fryzurę, makijaż czy strój, Lucy była w nich mistrzynią. Nawet Molly nie potrafiła jej dorównać. Znała całe mnóstwo przydatnych zaklęć, a rzucanie ich nie sprawiało jej najmniejszego problemu. Co innego było z tymi, których wymagali nauczyciele. Lucy często narzekała nad tym, po co będzie jej potrzebne zaklęcie wyczarowujące ptaszki, skoro bardziej przydatne jest na przykład to, którym osusza się ubranie.
    - Nie wiem czy to dobry pomysł... - odezwała się niepewnie Molly, z obawą przyglądając się poczynaniom przyjaciółki. Jej spódnica była już krótsza o trzy cale, a Lucy wciąż ją jeszcze przycinała.
    - Daj spokój, mała! - odezwała się radośnie McAden, uśmiechając się szeroko. Nic nie sprawiało jej tyle przyjemności, co zmienianie garderoby. - Masz, zakładaj! - rozkazała, rzucając jej przerobioną spódniczkę.
    Molly złapała ją i powolnym krokiem skazańca udała się do toalety. Po chwili wyszła z niej, a jej mina wyraźnie wskazywała, że ani trochę nie podoba się jej dzieło Lucy.
    Co prawda jej spódnica była nieco dłuższa, niż ta Lucy, ale zdaniem Molly i tak za krótka. Sięgała mniej więcej do trochę ponad połowy uda, a prezentowała się nie najgorzej.
    Lucy zagwizdała, oceniając swe dzieło.
    - Nie wiedziałam, że masz tak zgrabne nogi - powiedziała z uznaniem, a na twarzy Molly zagościł szkarłatny rumieniec. - Nie ma co, z Remusa jest niezły szczęściarz - wyszczerzyła zęby, a twarz dziewczyny stała się bordowa.
    - Ale...
    - Ani słowa! Pokłony dla mistrza! No, wiedziałam, że będzie to dobra decyzja! Teraz prezentujesz się jak prawdziwa miss!
    - Kto...?
    - To taka mugolska piękność - wyjaśniła pośpiesznie Lucy, oglądając przyjaciółkę od każdej strony, jakby była jakimś eksponatem w muzeum.
    Molly powlokła się z powrotem do łazienki, a wychodząc z niej po kilku sekundach, ubrana była z powrotem w swe zwykłe spodnie na grubych szelkach. Minę miała dość nietęgą.
    Nie wyobrażała sobie, jakby mogła pokazać się tak całej szkole. Już sama perspektywa wyjścia z dromitorium w tak krótkiej spódniczce była dla niej katastrofą, a co dopiero pójście tak do Wielkiej Sali, gdzie jest cała szkoła, lub na lekcje, gdzie widzieli ją nauczyciele. Żałowała, że nie sprzeciwiła się decyzji Lucy. Przeklęła w duchu swą nie asertywność. Teraz będzie miała nauczkę. Trzeba mocno trzymać się swoich racji. Bez względu na to, kto chce cię od nich odwieść.
    - No już, nie bądź taka naburmuszona. Zobaczysz, jeszcze mi za to podziękujesz - powiedziała zdawkowym tonem Lucy, patrząc z niesmakiem przez okno, gdzie drobny kapuśniaczek kapał zapamiętale.

~ * ~

    Walki goblinów z czarodziejami w XII wieku były przyczyną złych stosunków między nimi, które z kolei były przyczyną nienawiści z obojgu stron.
    Lily oderwała pióro od pergaminu, czytając szybko to, co napisała.
    Bez sensu. Totalna beznadzieja.
    Wykreśliła to zdanie, przeklinając w duchu samą siebie. Od godziny męczyła się z wypracowaniem dla profesora Binnsa, a póki co miała tylko wstęp. Kolejne zdania, które pisała, miały coraz mniejszy sens. Przetarła ręką zmęczone oczy, rozglądając się po bibliotece. Było tu tylko kilkoro uczniów. Kto normalny ślęczy nad pracami domowymi w sobotnie popołudnie?
    Od kilku dni nie robiła nic innego, jak przesiadywanie w bibliotece i pisanie coraz nudniejszych esejów. Każdy kolejny był coraz gorszy, coraz mniej sensowny i zawierał coraz to mniej treści i ważnych uwag.
    Nie dbała o to.
    Nie pisała ich dlatego, żeby szybko mieć je gotowe i mieć tym samym więcej czasu na kolejne. Pisała je dlatego, bo chciała jakoś zapełnić czas.
    Spostrzegła Louisa, siedzącego trzy stoliki od niej. Także męczył się nad jakimś wypracowaniem, o czym świadczyła głęboka bruzda między jego brwiami. Już chciała wstać i podejść do niego, gdy w porę przypomniała sobie, że miała nie spotykać się z nim tak często. W końcu sam jej powiedział, że to nie w porządku wobec Jamesa. Lily starała się uparcie wierzyć, że to, co powiedział wtedy Louis było z jego strony szczere. Ale jakiś cichy głosik w jej głowie podpowiadał jej, że powiedział to tylko z grzeczności.
    Westchnęła głośno, szukając jakiejś książki spośród stosu rozrzuconym na stoliku. Zaśmiała się cicho, gdy spostrzegła grubą czerwoną księgę o tytule wypisanym złotymi literkami "Smoki dla hodowców".
    To ze męczenia, tłumaczyła sobie, wlepiając wzrok w rogogona węgierskiego na okładce. Książka o smokach nie przyda mi się w wypracowaniu o wojnach goblinów, pomyślała, odkładając książkę na bok.
    Uniosła szybko głowę, gdy usłyszała, jak krzesło z prawej strony przesuwa się po podłodze.
    Louis wstał, biorąc do rąk stos książek. Idąc na oślep, podążył w stronę regału i począł układać na nim ciężkie tomy. Odetchnął z ulgą, gdy pozbył się wszystkich, po czym otrzepał koszulę z kurzu. Zastanowił się, kiedy ktoś ostatni raz tutaj odkurzał.
    Zebrał zwoje pergaminów i wyszedł z biblioteki, nie zaszczycając Lily ani jednym spojrzeniem.


    - Molly...
    - Mmm...?
    - Zamknij, bo deszcz kapie.
    Dziewczyna odwróciła głowę i otarła mokre od deszczu czoło. Rzuciła ostatnie tęskne spojrzenie w stronę błoni, gdzie krople deszczu rozpryskiwały się na trawie, tworząc ogromne pokłady błota. Mogłaby przysiąc, że James i Syriusz zrobią z tego niemały użytek.
    Oparła głowę o ścianę, wyciągając nogi na całą długość parapetu. Przymknęła zmęczone powieki.
    Coś huknęło głośno, a Molly poderwała się wystraszona.
    W progu stała rozzłoszczona Megan, w przemokniętej pelerynie i z, jeszcze bardziej niż zwykle, splątanymi, czekoladowymi lokami.
    Weszła zamaszyście i rzuciła się na nieposłane łóżko, mocząc pościel kapiącą wodą.
    - Meg, co się stało? - spytała zatroskanym głosem Lucy, siadając obok przyjaciółki i kładąc rękę na jej ramieniu.
    - Dostałam szlaban! - wykrzyknęła, unosząc głowę. Jej złotawe oczy zwęziły się niebezpiecznie.
    - Za co?
    - Za obraz!
    Lucy popatrzyła na nią oszołomiona. Co ona bredziła?!
    - Megan - zaczęła, oddychając głęboko - za jaki obraz? Coś ty znowu zrobiła?
    Megan zrobiła urażoną minę.
    - Ja? Ja?! To James i Syriusz! Ja byłam tylko biernym udziałowcem, który stał spokojnie, aż tu nagle przyszła Sprout i wlepiła nam po szlabanie!
    Lucy wywróciła oczyma.
    - Może tak po kolei...?

    Szkolne korytarze były zimne i puste. Wokół panowała idealna cisza. Ani żywej duszy. Martwej zresztą też nie było.
    Trójka młodych Hogwartczyków przemierzała powolnym krokiem korytarze, nudząc się niemiłosiernie. Pogoda nie dopisywała, by wyjść z zamku, zresztą Megan i tak była już przemoczona do suchej nitki.
    Syriusz rozejrzał się dookoła, najwyraźniej szacując stan korytarza i jego zasobów. Połyskująca zbroja stała nieruchomo w kącie, a niewielki obraz Genowefy Lubieżnej wisiał na ścianie przy drzwiach nieużywanej klasy.
    Uśmiechnął się podstępnie, przystając nad obrazem i przyglądając się śpiącej właścicielce.
    - Ej, Łapa, idziesz? - zawołał za nim James, patrząc wyczekująco na przyjaciela.
    Megan zaszczękała zębami, a nagły dreszcz wstrząsnął jej ciałem.
    - Syriusz, błagam, jest mi strasznie zimno... - wymamrotała, odlepiając mokry kosmyk włosów od twarzy.
    Syriusz ani drgnął, myśląc nad czymś intensywnie. Nagle ocknął się i począł pieczołowicie szukać czegoś po kieszeniach kurtki. Po chwili uśmiechnął się zwycięsko i uniósł przed siebie czarną kredkę do oczu i czerwoną pomadkę.
    - Hej, skąd to masz? - Megan podeszła do chłopaka, patrząc podejrzliwie na skarby, które krył po kieszeniach. - Pomadka jest moja, skąd ją wziąłeś?
    James zaśmiał się gardłowo, zginając się w pół.
    - Tylko nie mów, że się malujesz, stary...
    - Pomadkę zostawiłaś kiedyś u nas w dormitorium, a kredka jest Lucy. Peter podwinął, kiedy... A zresztą nieważne.
    Meg już otwierała usta, aby odpowiedzieć, że jest to BARDZO ważne, gdy nagle James wykrzyknął:
    - Łapa, jesteś genialny!
    Syriusz uśmiechnął się szeroko, podając kredkę przyjacielowi. Sam ściskał w ręku krwistoczerwoną pomadkę. Przykładając ją do portretu, począł dorysowywać wąsy i długie zęby, z kolei James zajął się zmianą fryzury oraz dorysowywaniem różnorakich szram. Już po chwili Genowefa Lubieżna zamieniła się w coś, co przypominało gnoma ogrodowego.
    - Co wy wyprawiacie?! - syknęła Megan, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę i rozglądając się szybko po korytarzu. - Wiecie, co nam zrobią, jeśli nas nakryją?
    - Przestań krakać! - warknął James, z uznaniem patrząc na dzieło swoje i Syriusza. - Nikt nas nie nakryje, robiliśmy to już setki razy i... - urwał i stanął jak wryty, gdy usłyszał za sobą szybki krok, odbijający się echem od kamiennych ścian. Spojrzał zdezorientowany na Syriusza, który miał dokładnie taką samą minę. Megan jęknęła cicho, krzywiąc się.
    - CO TO MA ZNACZYĆ?! - wrzask profesor Sprout poniósł się po korytarzu. James mógłby przysiąc, że słychać było ją w wieży astronomicznej. - Co wy wyprawiacie?! Black, Potter... Panna Trevill? - Ostatnie dwa słowa wypowiedziała z nieukrywanym zdziwieniem. - Kogo, jak kogo, ale pani bym się tutaj nie spodziewała...
    Twarz Megan przybrała wściekle czerwony kolor i zrobiło się jej nagle bardzo gorąco.
    - Jak śmiecie niszczyć w tak bezczelny sposób mienie szkoły?! - kontynuowała nauczycielka, wściekle wymachując rękoma. - Tak, Potter, nie patrz tak na mnie... Nie wywiniecie się! Nie tym razem! - warknęła. - Wszyscy troje - szlaban. W sobotę o czternastej w moim gabinecie! - powiedziała jeszcze i odeszła, mrucząc coś pod nosem.
    Minęła chwila, gdy Megan wyrwała się z oszołomienia i przeszła w fazę szału.
    - A nie mówiłam?! - wydarła się, wymachując rękoma na wszystkie strony.
    - Łał, Megan mogłabyś być świetnym obrońcom, nie chcesz startować do drużyny? - spytał z podziwem James, odsuwając się na bok, aby uniknąć ciosów Meg.
    - Nie odzywaj się! - ryknęła, celując w niego palcem. - I ty też się nie odzywaj! - uprzedziła Syriusza, który już otwierał usta, aby załagodzić sprawę. - Mówiłam, że tak będzie! Ale nie! Po co mnie słuchać, skoro można robić sobie głupie ŻARTY!!!
    Syriusz ponownie otworzył usta, aby dodać coś na swoją obronę, ale gromiące spojrzenie Megan natychmiast go uciszyło. Spuścił lekko głowę, przygryzając dolną wargę. Czuł się, jakby to matka krzyczała na niego za jakiś wybryk, który wywinął w domu. Tyle że Megan wydawała się być milion razy groźniejsza.
    James także milczał pozwalając Meg w spokoju nawrzeszczeć na nich. Wiedział, że próby uspokajania jej, czy tłumaczenia siebie i tak by nic nie dały. Siedem lat przyjaźni z tą temperamentną Gryfonką nauczyły go zachowywać spokój i cierpliwość, kiedy ta wpadała w szał.
    - Teraz będziemy musieli odpracowywać szlaban! A to wszystko przez WAS! - krzyczała dalej, dając upust swym emocjom. - A ciebie, Syriusz - chłopak zrobił przerażoną minę, słysząc swoje imię - oczywiście nie obchodzi to, że w sobotę miało się odbyć pierwsze wyjście do Hogsmeade i że mieliśmy udać się tam RAZEM!!!
    - Ale, kotku...
    - Zamknij się i słuchaj! Nic mnie nie obchodzą twoje usprawiedliwienia! Tak bardzo cieszyłam się na to wyjście, ostatni raz byliśmy gdzieś razem w czerwcu! A ty co?!
    - Megan, słońce, proszę...
    - Nie jestem żadnym słońcem! Ani skarbem! Ani tym bardziej skowronkiem, ptaszyną czy innym świństwem!
    James nie wytrzymał dłużej i ryknął głośnym śmiechem. Zdziwiona Megan przerwała swe wrzaski i spojrzała na niego ze zdumieniem.
    - A ty z czego się śmiejesz?! - ryknęła, na powrót odzyskując swój dawny wigor. - Lily z pewnością zareaguje tak samo! Jeśli nie gorzej!
    - Gorzej już się nie da - wymamrotał Syriusz, ledwo otwierając usta.
    - Mówiłeś coś?! - krzyknęła Megan, tak bardzo przyzwyczajając się do swych wrzasków, że zaczęła używać ich nawet do zwykłych pytań.
    - Nie, nic - odpowiedział Szybko, rzucając błagające spojrzenie Jamesowi. Potter pokiwał głową, robiąc bezradną minę.


    - I tak to mniej więcej wyglądało - zakończyła Megan, nerwowo skubiąc rękaw przemoczonej, żółtej peleryny.
    Lucy zamyśliła się na chwilę, z kolei Molly patrzyła całkowicie oszołomiona na przyjaciółkę. Dobrze ją znała i wiedziała, że jeśli ta wpadnie w złość, to lepiej usunąć się jej z drogi. Nie odezwała się więc ani słowem, nie chcąc się narazić na gniew, który lada chwila mógł powrócić.
    - Ciekawa jestem, co powie Lily, jak się o tym dowie... - warknęła Megan, ściągając pelerynę i sweter.
    - Wydaje mi się, że już zdążyła się przyzwyczaić do wybryków Jamesa - odezwała się ostrożnie Molly. - Pewnie trochę się na niego pozłości, ale za godzinę jej przejdzie.
    Megan prychnęła, niczym rozjuszona kotka, biorąc ze sobą czysty, puchowy ręcznik.
    - Sami sobie na to zasłużyli - skomentowała, udając się do łazienki.


~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Wyjaśnienia w gwoli ścisłości. Trochę długie, więc jeśli macie coś lepszego do roboty to lepiej dwa was, abyście nie czytali tego, co tu teraz wyprodukuję. :3 Mam coraz mniej czasu, a przede wszystkim coraz mniej ochoty, aby pisać dalej historię Lily i Jamesa. Znudziło mnie pisanie o zakochanym po uszy Jamesie, donżuanie Syriuszu, mózgowcu Remusie i niekumatym Peterze. Nie żebym już nie lubiła paringu Evans&Potter! Broń Boże, ja nadal kocham tę historię, czuję się z nią mocno związana i wiem, że zawsze pozostanę jej wierna. Wciąż czytam nowe blogi z tą historią i każdy ma w sobie to coś. Mogę ciągle na nowo odkrywać różne przygody dzielnej paczki, ale chodzi o to, że kiedy zaczęłam pisać Pocałunek Dementora, Lily&Rogacz zostało zepchnięte na drugie, mniej znaczące miejsce. Tamta historia o wiele bardziej przypadła mi gustu, może dlatego, że tam wszystko jest moje. Moi bohaterzy. Mój wątek główny. Nie muszę się opierać na gotowych schematach, mam pole do popisu. Toteż nie mogę się już doczekać, aż zaprezentuję wam nową odsłonę moich wypocin. Gdzie wszystko jest mroczniejsze i, jak mi się wydaje, ciekawsze. Ale wiem, że na dłuższą metę nie dam rady prowadzić dwóch blogów równocześnie, czego przykładem był ten o Tonks. Dlatego też najpierw dokończę LR, a potem porządnie wezmę się za PD. Nie, nie porzucam tej historii. Obiecałam ją dokończyć, więc dotrzymam słowa. Do zakończenia i tak już dużo nie pozostało.
Trzymajcie się ;*
Wasza Rika - zakochana w powieściach Juliusza Verne'a.

18 komentarzy:

  1. Pierwsze co: przepraszam. strasznie rzadko tu komentowałam ostatnio, zawsze czytałam ale czas nie pozwalał mi na pisanie komentarzy. Przepraszam. Ale teraz gdy nastały śwęta mam kupę czasu :D
    No a teraz do notki. Strasznie mi się podobała! Kto by przypuszczał, że krótsze spódnice są bardziej seksowne ??haha , podobała mi się ta zabawa w krawca :P albo moment w którym Lily pisze tą pracę domową, ale stwierdza że jest bezsensu - cała ona ! A akcja z obrazem - cudowna. Ja tam bym się mogła Meg spodziewać, haha No, ale mniejsza :P
    Szkoda że nieuchronnie zbliża się koniec. Ale dobrze, że nie przestajesz pisać, ech.
    Szkoda że mało piszemy na gadu czy gdzieś ...

    Chaotyczny komentarz nie ma co xd

    Pozdrawiam, całusy, weny :**

    ~Lillane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, nie musisz przepraszać, ani trochę się nie gniewam. :) Życie to nie tylko bloggowanie, więc naprawdę nie masz się czym przejmować. ;)
      Oj tak, Lily ostatnio jest coś w nie najlepszej kondycji umysłowej. A Megan to tylko z pozoru taka cicha :) Jednak musiało być z niej niezłe ziółko, że Syriusz nadal z nią jest ;) A ona potrafi utrzymać go w ryzach. ^^
      Dziękuję za opinię ;*
      Ściskam,

      Usuń
  2. nowy blog?! dlaczego nic o tym nie wiem ;(? dobra nie ważne... :D mroczniejszy?... mrr i like it ^^ obiecuję, ze także będę czytać ;D hmmm trudno się będzie rozstać z tym blogiem, ale na twoim miejscu też bym się znudziła pisaniem o samej miłości... doskonale cie rozumiem :) mam nadzieję, że wymyślisz ciekawe zakończenie historii naszych kochanych huncwotów =)! NOTKA OCZYWIŚCIE JAK ZAWSZE BARDZO FAJNA! ;*** <3 ty nie ujmiesz inaczej pisać, po prostu geniusz ;)
    pozdrawiam!
    Iza
    (potterblog-historiiciagdalszy.bloog.pl)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, bo wyleciało mi z głowy, żeby ci powiedzieć xd. Malo ostatnio piszemy na gg, więc nie miałam nawet za bardzo kiedy cię powiadomić.
      Czy zakończenie tej historii będzie ciekawe, jeszcze się okaże :) Sama nie wiem jak na nie zareagujecie. Jedno wydarzenie pewnie będzie wzbudzało kontrowersje, ale cóż... ^^
      Dziękuję ;*
      Ściskam,

      Usuń
  3. Bardzo mi się podobał ten rozdział, był taki przyjemny... Chociaż bywały dużo lepsze, wybacz. To oczywiście nie jest krytyka, bo naprawdę notka godna pochwały!
    Molly, więcej wigoru! Trochę pazura się przyda!
    No i mówisz, ze masz dość poukładanego Remusa... no własnie, pokaż wreszcie, jaki był naprawdę! Bo ja, tak wielka fanka Lupina, po prostu źle mi się czyta o Remusku który dostaje Wybitny, o Remusku który idzie do biblioteki, o Remusku który czyta książkę.
    Remus jest wilkołakiem - czasami pewnie ujawnia agresję!
    Remus jest Huncwotem, HUNCWOTEM! - wymyśla żarty, sam żartuje, uczestniczy w psikusach, lubi zabawę, no przepraszam!
    To nie jest krytyka, tylko wieelka prośba, pokażcie trochę prawdziwego Remusa, nie zapominajcie o tych stronach jego charakterku, proszę ;].

    Bardzo mi się podoba, świetnie ;)
    Weny!,

    Lizz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, wiem, że bywały lepsze ;< ale już nie potrafię pisać tej historii... Ciągle w głowie mam Pocałunek Dementora, Chiarę i jej historię. Już niedługo... :3
      Z Remusem rozumiem, rozumiem, rozumiem i obiecuję poprawę :3 Będzie dużo Remusa z kawałami, jak tylko coś wymyślę :) Specjalnie dla Lizz, żeby miała to swoje wymarzone cuś *.*
      Ściskam,

      Usuń
  4. To przycinanie sukienki bardzo mnie zaciekawiło. Widać, że Lucy ma swoją pasję, że tak wszystko ładnie skraca. Nawet na spódnicy Molly:)

    Kawał z malowaniem obrazu ten Genowefy ciekawa. Szkoda, że Sprout musiała im przyłapać i do tego wplątana była Megan. Ma niezły temperament. Normalnie bez kija nie podchodź^^ A z tym przemoknięciem, to czy nie mogła użyć zaklęcia osuszającego? ;)

    Pozdrawiam serdecznie:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :) Jak widać, Lucy wcale nie jest taką idiotką w każdej dziedzinie, jak nie raz próbowałam to ukazać :) W niektórych rzeczach jest nawet lepsza od wszechwiedzącej Molly.
      Oj tak, Megan ma niezły temperament. Uwielbiam o niej pisać :3 To chyba moja ulubiona bohaterka z tego opowiadania. W pewnym sensie podobna do mnie :)
      Nawet nie pomyślałam o tym zaklęciu osuszającym. *.* Przyjmijmy, że nie miała przy sobie różdżki :D
      Dziękuję za opinię ;*
      Ściskam,

      Usuń
  5. Tak sobie kiedyś z ciekawości do ciebie zajrzałam, żeby zobaczyć, co piszesz i ucieszyłam się, widząc tematykę Huncwotów. To chyba moje ulubione czasy w HP i choć sama umieszczam w nich postaci autorskie, to jednak do Huncwotów mam spory sentyment i lubię o nich czytać.
    Nie mniej jednak ja, jak to ja, bywam wybredna i muszę sobie ponarzekać na to, że czułam niedosyt opisów :((. Opisy to moja najbardziej ukochana część opowiadań i lubię je o wiele bardziej, niż dialogi. U ciebie dialogów było znacznie więcej, ale przynajmniej nie wychodzą ci one tak drewniane, jak mnie ;P.
    Brakuje mi też jakichś mroczniejszych wątków oraz Voldzia i spółki, ostatnio mam jakiegoś bzika na punkcie historii, w której bohaterom często przytrafia się coś złego.
    Ale ogólnie, jest całkiem spoko ^^. Piszesz to opowiadanie już chyba dość długo, z tego, co zauważyłam, ale przeniesienie się na blogspot było zdecydowanie dobrym pomysłem ^^.
    Lubię twoich Huncwotów, ale cieszę się, że umieściłaś w historii też trochę postaci własnych, w końcu nie na samym kanonie świat się kończy.
    Heh, rozwaliło mnie to przerabianie obrazu, od razu przyszła mi na myśl moja Evelyn, która też lubi podobne ekscesy. Aczkolwiek nie dziwię się, że ci psotnicy zarobili szlaban ^^.
    A ja bym się wkurzyła, gdyby mi tak ktoś kazał ubrać tak krótką spódnicę, ba, w ogóle nienawidzę spódnic i nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam coś takiego na sobie, więc nie dziwię się, że Molly wkurzyła się o aż takie jej skrócenie.
    Sorry za chaotyczność mojego komentarza, ale coś dzisiaj mnie odweniło ;PP.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także uwielbiam czasy huncwotów, co widać z tego, co piszę ;) Wiem, że strasznie kiepsko z opisami, ale ja właśnie mam z nimi większy problem :3 Zupełnie inaczej dialogi - je mogłabym pisać ciągle.
      Oj tak, teraz zaczynam powoli żałować, że nie wprowadziłam do tego opowiadania wątku Voldemorta. Ale jakoś nie mogłabym uśmiercić Jamesa, Lily i jeszcze kilku innych bohaterów, za bardzo się z nimi zżyłam. Ale mi także bardzo brakuje tych mrocznych wątków, dlatego odbiłam je sobie w następnym opowiadaniu :) Tak będzie mnóstwo mrocznych scen :)
      Widać przerabianie nudnego, surowego wystroju Hogwartu leży w gustach uczniów :D Myślę, że sama z chęcią bym zmieniła to i owo :D
      Ja też nienawidzę spódniczek ;/ Ugh, dobrze, że nie żyję w ubiegłym wieku, bo naprawdę bardzo ciężko byłoby mi się przyzwyczaić do tamtejszej mody.
      Bardzo dziękuję za szczery komentarz :) Takich właśnie mi potrzeba. Postaram się poprawić z opisami :)
      Ściskam,

      Usuń
    2. Ja mam dokładnie na odwrót - z dialogami mam duży problem, a opisy kocham <3. Nie mniej jednak uważam, że jeśli trochę popracujesz, masz szansę to poprawić, gdyż naprawdę nie masz złego stylu ;).
      Jeej, to ja już czekam z utęsknieniem na twoje drugie opowiadanie ^^. Jak tylko ruszysz z publikacją, daj znać, na pewno chętnie wpadnę. Uwielbiam ff z dużą ilością krwawych i mrocznych scen. Dlatego z uporem maniaka piszę o czasach, w których urzędował Voldzio. Wtedy najciekawiej się działo ^^. Za to nie lubię młodego pokolenia.
      Ja też się cieszę, że żyję w obecnych czasach. Nienawidzę typowo kobiecych strojów jak spódnice czy sukienki, i nie znajdzie się czegoś takiego w mojej szafie ^^. Jednak w Hogwarcie to raczej staroświecko jest (szczególnie w takich czasach), to dziewczyny chodzą w spódnicach. Jednak moja Evelyn się wyłamuje i nosi dżinsy, a co xDDD.

      Usuń
    3. Właśnie zastanawiam się nad przyspieszeniem publikowania nowego opowiadania :3 Nie wiem czy wytrzymam tak długo; chętnie porzuciłabym, albo chociaż zawiesiła Lily i Jamesa, i zaczęła publikować to drugie ^^
      Ja też nie przepadam za młodym pokoleniem, jednakże jeśli opowiadanie jest ciekawe to i takie z chęcią przeczytam :)
      Hogwartowi przyda się ktoś, kto zacznie się wyłamywać i potępiać stereotypy, czyli ktoś taki jak Evelyn ;) Brawa dla niej za odwagę, bo żeby móc się tak przeciwstawiać panującym regułom trzeba mieć nie lada charakterek :)

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  6. Och, świetnie Ci rozumiem. Sama ostatnio nie mam weny ani nic. W dodatku piszesz o dawnych czasach, pewnie ciężko trzymać się kanonu. Mam nadziej, że tej historii nie porzucisz, jest świetna. Myślę, że Lily i James potrzebują rozmowy. Szczerej i spokojnej. Uśmiałam się z tego przerabiania ubrań xd no i z dowcipu Huncwotów : D Co się dzieje z Niną i Alessiem? Mało ich w dwóch ostatnich rozdziałach było, stęskniłam się. ;) U mnie na blogu pojawiło się ważne ogłoszenie, zapraszam. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, trzymać się kanonu jest mi zdecydowanie coraz ciężej ;/ Po głowie błąkają mi się różne pomysły, których nie mogę zrealizować, bo cała "konstrukcja kanonowa" by się zawaliła. Dlatego też myślę o zawieszeniu bloga, aby móc od niego odpocząć i zająć się drugim blogiem, który mam zamiar niedługo zacząć publikować :)
      Faktycznie, coś mało było ostatnio bliźnią, ale w kolejnej notce będzie sporo Niny :3
      Już lecę do ciebie :)
      Ściskam,

      Usuń
  7. Wiedziałam od nowej notce od 26.12, czas znalazłam dopiero dziś. Nowy blog? Pocałunek Dementora. Coś związanego z HP, ale Twoi bohaterowie. Ciekawa jestem o czym będzie. ;)

    Buziak ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedny Syriusz :( może i sobie zasłużył ale i tak :P Mówiłam już że Louisa nie lubię jak tak to powiem jeszcze raz... Nie lubię go. co z tego że tutaj nic nie zrobił, to kwestia tego że on istnieje :D ale dobrze że jest, bo fajnie jest mieć takiego bohatera którego nie lubi nikt :D Ogólnie to bardzo fajna notka, spokojna, miła i przyjemna :) Nie będę cię zapraszać na swojego bloga bo jeszcze nie dodałam wszystkich notek które wcześniej czytałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię Twojego bloga za to, że taki pozytywny <3 Te kłótnie psikusy i żarty wprowadzają mnie w świetny nastrój. Dobry rozdział, niech Lucy pomoże Molly wyjść z cienia! Niech Molly nie będzie jak ta Twoja nieżyciowa koleżanka xd Mam nadzieję na jakąś małą metamorfozę. ^^ I wrzaski Megan, ach, epickie :3 Jak ja im zazdroszczę! Chętnie potowarzyszyłabym Huncwotom w ich niecnych psikusach :3

    Ściskam,
    Maryanne

    OdpowiedzUsuń